W środę popołudniu pojechałam po Pieska. Dżeki okazał się średniej wielkości mieszańcem. Tak żywego pieska to ja już dawno nie widziałam

Psinę zwabiłyśmy do auta za pomocą parówki- żeby przełamać jego strach przed wejściem do auta. I ta parówka to był zły pomysł... Ale po kolei. Piesek wsiadł, parówkę zjadł. I wyruszyliśmy.
Dopóki auto stało w miejscu, Dżekuś skakał po tylnym siedzeniu z wielką radością

Ale gdy tylko ruszyliśmy psina siadła grzecznie na tylnym siedzeniu i zaczeła obserwoć świat - pomyślałam anioł nie pies, ale moja myśl była za szybka

Nie ujechaliśmy nawet kilku kilometrów gdy Dżekuś stwierdzil że coś jest nie tak i wlazł pod siedzenie pasażera... I wtedy zaczeła sie prawdziwa jazda

Otuż Dzeki z całą pewnością ma chorobę lokomocyjną

Jęczał pod tym siedzeniem i oddawał zjedzoną parówkę

Do tego jeszcze swojego oprawcę -czyli mnie próbował zagazować co jakiś czas

. Jednak podróż szczęśliwie dobiegła końca i Dżeki poznał swoją nową Panią - mam nadzieje że będzie w nowym domku dużo bardziej szczęśliwszy. W poprzednim siedział przed domem na 2 metrowym łańcuchu i spał w maleńkiej budzie... A teraz będzie mieszkał w domku i chodził na spacery. Nowa Pani była nim zachwycona- stwierdziła że jest jeszcze słodszy niż na zdjęciu. Mam nadzieję że to miłość od pierwszego wejżenia i z wzajemnością... Jednak życie taksówkarza bywa czasami ciężkie...
