Prawdopodobnie łatwiej byłoby tam pracować, gdyby opiekunka kotów miała inny stosunek do ludzi.
Przyszło mi do głowy, że być może, ona po prostu boi się o pracę. Co będzie, gdy wyleczysz wszystkie koty i wyprowadzisz do stałych domów? Czy będzie potrzebna w schronisku? I kto wtedy będzie manipulował właścicielką, i gdzie sobie zarobi na lewo parę groszy. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że to schronisko to dla paru osób tam zatrudnionych to taka dojna krowa.
W takim kontekście trudno się dziwić, że robi problemy z wydawaniem kotów. Bo nikt normalny tak by nie postępował. Jak mi podpowiada moja domorosła psychologia, wydawane są pewnie tylko koty umierające i nielubiane.
I tu jest dla Ciebie największy problem w tej gigantycznej pracy, to ciągłe użeranie się.
Nie wiem, czy ktoś po Tobie będzie w stanie przejąć tę akcję. Pewnie nie.
Ale chce też, abyś wiedziała, że jeżeli faktycznie zrezygnujesz, to będzie to z ogromną stratą dla futerek. Z drugiej strony ja Cię zrozumiem, że musisz ratować to co zostało z Twojego życia osobistego i planów (również osobistych).
Ja nie mogłabym zdobyć się na wykonanie takiej pracy, jaką Ty włożyłaś. Tym bardziej, że teraz ratuję swoje życie, a pomoc kotom ograniczyłam do zapewniania DT (teraz mam wszystkich tylko 9), opieki na paroma bezdomnymi, łapania na sterylizacje, kastracje, leczenie i od czasu do czasu interwencji. Do tego remont, początki firmy, kursy, rodzice, mąż, dzieci, pies i rybki.
BARDZO CI DZIĘKUJĘ !!! JESTEŚ WSPANIAŁA !!!
Masz u mnie duuuże
Uf, po prostu musiałam to wszystko napisać.
ps. a tego co wypisuje truskawa to nawet nie czytaj, szkoda Twojego cennego czasu. Podrośnie - zmądrzeje. Albo nie.