
Już się nas zupełnie nie boi. Czuje się jak u siebie, lata z pokoju do pokoju, szaleje jak pijany zając i się w końcu doigrała. Wkurzyła nas wczoraj.
W kuchni stoi stół. Totalna pomyłka, bo jadalniany, z krzesłami z jakiegoś dzikiego obicia. Drogi, jak diabli, bo z początków urządzania się, jak nam odbijało na nowym.
Stół i krzesła od zawsze były podstawą stresu domowego, nawet jeszcze jak nie było kota


Kaśka upodobała sobie to miejsce. Jak tylko mocniej narozrabia, to myk pod stół. I ma w nosie nasze połajania. I to jeszcze by było pół biedy, gdyby nie fakt, że siedząc w kryjówce z nudów zaczyna się interesować obiciami.
No i dzisiaj po raz pierwszy przyszło zastosować metodę z forum. Całą noc kot szalał. W końcu włączyła alarm w płycie elektrycznej, zwaliła głośniki i ... pognała pod stół... a tam... cytryna

To działa, ciągoty minęły jak ręką odjął
