Wieczorem jeździłam do lecznicy po leki i rozmawiałam z dr Marcinem na temat tych kociąt, które trafiły do nas ostatnio z działek. Facet przyszedł do lecznicy, bo koty mu na działce robiły szkody i chciał się ich pozbyć (czytaj: wytruć). Dr Marcin sie przeraził wybił facetowi pomysł z głowy i podał mój telefon. Dla mnie wersja faceta była inna: nie stać go na dokarmianie biednych kotków. Dałam numer do pani Ali. jej wcisnął inny kit, że wyjeżdża i te koty, które teraz dokarmia na pewno padną z głodu. Matkę już ktoś otruł i zostały same kocięta.
Koty siedzą u nas w wolierze, są małe, niedożywione. Podobno został jeszcze jeden i facet ma go złapać. Oby tylko do nas go dotransportował.
Miałabym ochotę komuś przywalić. Mam nadzieję, że tego faceta nie spotkam na swojej drodze, bo nie ręczę za siebie

...