Bardzo się cieszymy wszyscy, że Kasa (mamuśka) znalazła dom i już grzeje doopkę u siebie
Na dworze robi się już naprawdę nieprzyjemnie...
Kociaki buszują gdzie się tylko da... ale przybiegają na każde zawołanie, pod warunkiem, że dobywa się ono z kuchni i towarzyszy mu dźwięk stukania o miseczkę...
Jadamy teraz w urozmaicony sposób... raz puszeczka, raz suchego podryziemy, bywa jajeczko i biały serek... kurczaczek z ryżem bardzo nam smakuje, tylko kociaki i szczeniaki mają szanse się najeść, a reszta stada... wylizuje miski i sztućce... życie jest niesprawiedliwe!!!
Kuwetkują wzorcowo, ale stanowczo za często... Żwirek nasiąka w oka mgnieniu, kupeczek mnóstwo... Mamy już żwirkowy deficyt...
Nadal zakraplamy oczka, teraz to Lemur ma najbrzydsze... jak już zakroplimy oczka, to po chwili spięcia zaczynają nawet mruczeć... Musimy znó odwiedzić cioteczkę Formicę... Może jutro się uda, a jak nie, to w poniedziałek... Pora pomyśleć o szczepieniu chyba?...
A jak się takiego kociaka "uziemi" pod polarem, to grzecznie się rozmarzy i po chwili zaśnie... Ale tu mam jednak konkurencję, bo w kontenerku i w pudle czeka mamka Byron... podobnie jeśli chodzi o zabawę, nie mogę konkurować ani z Juniorem, ani z rodzeństwem, więc trudno mówić, że wychowam kocięta na przytulaśne mruczące zwierzątka domowe... Enter miał te cechy wrodzone... Viator i Lemur należałoby odizolować od innych pokus i towarzystwa kociego... więc... pora szukać domków dla kawalerów...