Moi rodzice poszli na cmentarz. Znaleźli domową, zagłodzonę kicię, która żebrała o jedzenie. TŻ mnie podrzucił na cmentarz i... kicia jest już na moim parapecie. Zjadła łapczywie jak pies i póki co jest nerwowa. Ale nie dziwię jej się. Byle maluchom nie zrobiła krzywdy. Zbiegiem okoliczności nie mam jej jak zamknąć: w jednej klatce jest kicia po sterylizacji u Dorci, drugą klatkę dziś pozyczyłam do schroniska - ktoś przyprowadził kotkę z 4 małymi i już po prostu nie było gdzie ich wsadzić. Także - Aza niestety śpi dziś w przedpokoju. W poniedziałek kicia pójdzie na sterylizację, potem prawdopodobnie niestety do schroniska - już po prostu nie moge jej zatrzymać u siebie.
Gdyby nie to, że Dorcia wzięła jedną dorosłą kicię do siebie to chyba by mi już koty kominem wychodziły.