Chłopaki mają koleżankę. Od kilku dni czarna furia, która zamieszkała za wersalką, goni kotom kota. Kotu Gadżetu, jeśli mam być szczera, jedynie, gdyż Kot Rudy osiąga zen i nie zniża się do prób zaprzyjaźniania się z gośćmi, chyba, żeby byli ludźmi i byli skłonni obdarzać Kota Rudego należytą porcją pieszczot.
Czarna furia, kiedy sie zapomni i wychodzi na wersalkę, bije mnie z liścia, jeśli to ja z kolei sie zapomnę i spróbuję pogłaskać (odruch Pawłowa mam - Kot ->głaskać).
Gadżet niezmordowanie ją zaczepia (człowiek Czarnej Furii mówi, że nęka, no ale to potwarz straszliwa, ten milusi kotecek chce sie tylko pobawić).
Mam rany na rękach jak za najlepszych czasów kocięctwa Gadżeta... A ta czarna zouza nic sobie z tego nie robi i coraz śmielej pomyka na salony. I warczy.