
Jak na pierwszy rzut oka można stwierdzić podrzutek jest kotką. Domową, zdrową i pełną życia. Byłam załamana i wtedy moja mama zaproponowała, że na trochę mogę ją zabrać do domu. Od niedzieli malutka jest u nas. Potraktowałam ja strongholdem, w uszkach ma trochę świerzbu, kupiłm więc oridermyl. Nazwałam ją Chiara czyli po włosku "jasna". Chiara to także włoskie imię kobiece, odpowiednik naszej Klary.

Mała jest cudowna, radosna i rozpiera ją energia. Na duże koty prycha i syczy, moje koty rewanżują się tym samym, jedynie Whisky zachowuje spokój. Najgorzej zareagowała Sonia, dostała furii, rzucila się na Chiarę z pazurami. Potem przez dobe nie wychodziła spod stołu, nawet ja nie mogę jej dotknąć. Z rozpaczy wylizała sobie swój łysy brzuch do krwi. Mała noce spędza w łazience, jak jestem w domu to porusza się wszedzie, Soni boi sie i słysząc jej wrzaski ucieka gdzie pieprz rosnie. Dziś mama została sama z kotami, nie wiem jak sobie da radę. Boję sie, ale co mam robić?
Muszą znaleźć dobry dom, bardzo dobry, mam mało czasu - zobowiazałam się na piśmie, że Chiara jest u nas tylko tymczasowo, wynegocjowałam 3 tygodnie, potem musi zniknąć. Kotka jest miła, zdrowa i do tego sliczna. Ma ok. 5 miesięcy. Za tydzień ją zaszczepię. Nie tracę nadziei, że mi się uda, ale w nocy spać nie mogę... Zaraz dam ogłoszenia.