Będą się bawić, na pewno
Tylko muszą się do niego przyzwyczaić.
Koty to nie psy, więcej czasu potrzebują na oswojenie nowego domownika
Widziałam, jak Alunia w klatce "zagryzała" się z Kruszynką - maleńką, kilkutygodniową koteczką (od której zresztą zaraziła się kocim katarem). Bardzo się obgryzały, przyduszały, kopały po głowach. Ganiać się nie mogły, bo miejsca było za mało. Tak samo będzie z Robinkiem, zobaczysz
Ważne, że nie ma agresji w żadnym kocie, te dokocenia są modelowe, o takich się marzy
Cieszę się, że Ala mruczy i daje się głaskać. Bać się jeszcze pewnie będzie, to za mało czasu. Ona potrzebuje go pewnie sporo, żeby tak całkiem zaufać.
Czasem zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam, że po sterylce nie odstawiłam jej na tamto podwórko. Ale tak sobie myślę - ona podchodziłaby do ludzi, chciałaby, żeby ją głaskać. I ktoś w końcu zrobiłby jej krzywdę - okaleczył, pobił, zabił.
Wierzę, że się wszystko poukłada, tylko czasu trzeba. Może te krople Bacha pomogą, przyspieszą proces... Tyle strachulców już wyleczyły ze strachu...
Ciekawe, co z tym paluszkiem

Ja nie miałam okazji jej dobrze obejrzeć, nikt w sumie nie miał, bo jak koteczka siedziała w klatce, to nie było widać, a jak z niej wychodziła, to raczej nie pokazywała się w całości... Może na wolności miała jakiś wypadek, może gdzieś się zahaczyła i miała jakieś złamanie, która samo się jakoś tam zrosło...
Szkoda, że nie mówimy kocim językiem. Tak sobie dzisiaj gadałam z moimi kotami, jak bardzo bym chciała móc do nich przemówić po ichniemu, żeby zrozumiały i żebym ja mogła zrozumieć.
Ech.
Jakoś mi tak... melancholijnie dzisiaj.
Może przez koniec urlopu
