Od dziś zaczynamy stosować faliway. Kupiłam w sprayu, bo znacznie tańszy. Zaczynam psikać w różnych miejscach, czy zadziała (?) pozostaje czekać.
Po kilkunastu dniach zdecydowałam przenieść się do sypialni i zasnąć we własnym łózku, co wcale nie znaczy że się wyspałam, wręcz przeciwnie. Klara siedziała z początku na parapecie tuż za wezgłowiem łóżka. Położyłam się, udając że jej nie widzę, ale czułam cały czas i nasłuchiwałam co będzie dalej. Koty w różnych miejscach już przysypiały, Inka na łóżku, Sara na fotelu przy kompie, Limek na budce drapaka, a Filip prawdopodobnie na kanapie w dużym pokoju. W pewnym momencie poczułam, że Klara ma odruchy wymiotne, podniosłam się a ona zeszła i chawtnęła mi na poduszkę niewielką ilością żółtego płynu, zeskoczyła na podłogę i jeszcze trochę zwymiotowała. Nie wiem z jakiego powodu, może ze stresu.

Kiedy sprzątałam z powrotem weszła na parapet i kiedy już przysypiałam poczułam, że schodzi na podłoge i wychodzi z sypialni. Jakiś czas była cisza, potem wskoczyła na szafę, gdzie znów ją trochę poszarpało, potem zeskoczyła, obudziła chłopaków i słychać było co chwilę jej syczenie i warczenie. Dziewczyny się nią zupełnie nie interesują, a chłopaki niestety tak, zwłaszcza namolny Limek. Nad ranem przysnęłam, 3 koty spały przy mnie, Sara na fotelu, Klara na szafie. Trochę martwię się tymi wymiotami Klary, ale dziś jest spokojnie. Wprawdzie mało zjadła, ale załatwiała się w kuwecie.
Koty odsypiają nieprzespaną noc, a ja mam piasek w oczach. Nie wiem jak minie kolejna noc i czy się wyśpię.
