W jednej z firm mojego męża byłam na wyjeździe integracyjnym...dawne czasy 9 lat temu...warunkiem było zapłacić za żonę i mogła jechać...byliśmy tydzień na Teneryfie, w listopadzie, jak wróciliśmy do Polski to było minus 30 st. Fantastyczny był ten wyjazd...dla nas fantastyczny - szef Piotrka po powrocie powiedział - nigdy więcej żon...fakty są takie, że niektóre zachowywały się co najmniej dziwnie...jedna na przykład się z nami nie opalała, bo miała kompleksy

inna ciągle narzekała, że szef zorganizował za mało aktrakcji i że na nas oszczędza (to był najatrakcyjniejszy wyjazd w moim życiu ) inna robiła wymówki, że jej mąż za mało jej uwagi poświęca...i wiesz co Kasiu - sama nie wiem...czy to był dobry pomysł...ja - ale tylko ja - miałam jeszcze zaproszenie na kolejny wyjazd z tej firmy, ale wtedy z niego zrezygnowaliśmy, bo tata Piotrka był ciężko chory.
Zastanawiam się nad ideą integracji...większość wyjazdów ogranicza się do wielkiego picia...jaki ma to sens? Jak Piotrek rezygnuje z wyjazdu - to jest wzywany na dywanik z pytaniem - dlaczego? Co ma powiedzieć, że nie bawi go zbiorowe chlanie? Teraz też miał opory...ja byłam w dawnej Jugosławii, wiem jak jest tam pięknie...niech korzysta
