taka refleksja jeszcze:
widzę banner 'koty z Kielc', widzę ilość odzewów na hasło "jest dom dla kota", ludzie transportują te koty z miasta do miasta, żeby im pomóc, znaleźc dom, a inni...
Mój Nochalek (najwspanialszy, najkochańszy, najoddańszy i nie ma takiego drugiego zakochanego we mnie kota) zpostał przez sąsiadów wystawiony na dwór, jak miał 2 miesiące - razem z siostrą (bądź bratem) i mamą. Mama zawsze była wychodząca (z bloku), powiła dzieci, urodziłyu się w domu, mieszkały w domu, ale jak się sąsiadom dziecko urodziło, zwyczajnie wystawili koty przed blok. Na moich kociarskich oczach. Dokarmiali je, owszem, ale nic poza tym. Było lato, rozkoszne dwa kotki biegały miesiąc pod blokiem, miejscowe dzieci tarmosiły je, ubierały itp.
Wzięłam kociaki na ręce - świerzb, że głowa mała! Chodziłam do sąsiadów, żeby coś zrobiliz tym świerzbem, ale nigdy ich nie zastawałam (oni tam tylko wynajmowali). W końcu pewnego dnia, wyszłam na balkon, a tam moja inna sąsiadka wyleciała z bloku i panicznie za kimś goni. Okazało się, że banda wyrostków chwyciła mojego Noska (maleńki był) i trzaskał anim o płot i rzucała o beton. Jak wyleciała moja koleżanka, to uciekli. Kota też nie było. Dwa dni go nie było, spotkałam sąsiada, który go wystawił na dwór i nie wytrzymałam, nagadałam mu strasznie. Za wystawienie, za świerzba, za nieodpowiedzialność. Nic nie powiedział. A siostry Nochalka już nie było

Los nieznany...
Za dwa dni miałam grilla z sąsiadami - pod blokiem (usypiamy dzieci i zbieramy się na grillu). O pierwszej w nocy przyszedł Nochal, położył mi się na kolanka, TŻ mało mnie nie zabił, ale bez pytania wzięłam go do domu, nazajutrz do weta, USG, te sprawy. I to wet mi własnie powiedział (jest Japończykiem): ta sama rasa ludzka, jedni katują, inni ratują.
Nochalek miał być tylko do czasu znalezienia mu domu, bo mój TŻ antykociarz jest

(sam o sobie mówi: ANTRYKOT). Chorował potem strasznie, był umierający, ale żyje i jest NAJCUDOWNIEJSZY!!!! Takieog kota nie widziałam jeszcze - on tylko kocha mnie i koniec innej jego aktywności. Słowo daję, jest ze mną zawsze i wszędzie.
Niestety, moje koty nie mają wesoło z moim synkiem ;( Strasznie je goni

Ale dobrze, że mam dwa poziomy, to przynajmniej sobie uciekną na górę przed nim.
No ale co mam zrobić - czekam, aż się znudzi tym gonieniem, bo im więcej mu ztego zakazuję, tym bardziej on to robi. Ale to na inną grupę.
A chciałam tylko napisać, że ta sama rasa ludzka - jedni katują, inni ratują.
Przepraszam, gadułam.