Niuniuś trafił do Ciapkowa w Gdyni około 2 tygodni temu. Ogromny, na oko w średnim wieku kocur. Historia tak banalna, że serce boli - opiekunka umarła no i nikt kota nie chciał (podejrzewam, że mieszkanie to i owszem

). Niuniuś jest straszliwie zestresowany. Początkowo jadł, ale teraz i to nie. Ma początki kataru. Ale ze stresu zrobił się agresywny. Nie pozwala do siebie dotknąć. Siedzi w tyle klatki i syczy, uszy położone po sobie, wyraźnie myśli o ataku. Ale gdy posiedzę trochę przed klatką, poprzemawiam, to jednak uszka podnoszą się i Niuniuś wygląda na zasłuchanego. Z tym, że dotknąć i tak go nie wolno

. Dzisiaj przez moment musnęłam palcami jego udko, ale więcej to się już bałam. Jestem przekonana, że gdyby trafił do domu, raz dwa stałby się zwyczajnym, domowym kotem. Niestety przychodzący do schroniska rzadko kiedy chcą kota z problemami. Ma odrazu być miły, miziasty, wogóle super.
O zdjęcia Niuniusia się postaram, a narazie opis:
Duży, masywny kocurek, buro pręgowany na pleckach, ale na brzuszku i chyba o ile pamiętam na łapkach biały. Ogólnie piękny, tylko nieszczęśliwy

. Nie będzie go łatwo wsadzić do kontenerka, ale napewno w domu doszedłby szybko do siebie, przecież był zawsze domowym kotem.
Nie wiem, jak reaguje na koty, w schronisku jest obojętny, gdy któryś ze swobodnie chodzących podejdzie. Ale u pani był jedynakiem.
Wiem, że musiałby się wydarzyć cud, ale gdyby ktoś zdecydował się dać szansę Niuniusiowi, to byłoby coś wspaniałego. Strasznie boję się, że kocurek zmarnieje i w końcu z niejedzenia rozchoruje się. Na siłę nie ma mowy o karmieniu.