I wtedy zaczęłam opowiadać chłopcom tą historię...zajmować się dziczkami i robić sobie opinię lokalnej waryjatki

Opowieść pierwsza, czyli o tym, czym grozi pozostawienie pełnej popielniczki w norze elektronika oraz o straszliwych skutkach otwierania okna na noc…
Tego roku sierpień był deszczowy i zimny, polne myszy uwijały się po polach zbierając wilgotne ziarnka, przywdziawszy na ta okazję ciepłe majtki i skarpety, nie mówiąc już o tym, że mysie maluchy obowiązkowo nosiły czapki, pracowicie wydziergane przez mysie babcie z resztek włóczki.
Deszcz padał i padał, rano, w południe, po południu, wieczorem i w nocy , a przez cały czas w powietrzu wisiała jak szara szmatka leciutka, ale lepka mgła.
Mgła wisiała nad polami, nad pobliskim parkiem, snuła się wokół drzew w pobliskim lesie.
No i rzecz jasna, trudno było w niej zauważyć małą, szarą, przemokniętą do suchej nitki postać człapiącą brzegiem chodnika i wlokącą za sobą szary, foliowy woreczek, do złudzenia przypominający worki do wyścielania kubełków na śmieci.
Postać pociągała nosem, wykręcała z wody ogonek i rozglądała się dookoła.
Stworzonko miało na sobie wystrzępione dżinsy i wyciągnięty pulower w kolorze wszechobecnej mgły.
Gdybym nie umiała utrzymać języka za zębami, pewnie już w tej chwili zdradziłabym wam, że był to…ale ponieważ potrafię dochować tajemnicy na razie pozostanie on Mokrym Stworkiem, i tyle.
Mokry Stworek zatrzymał się nagle i podniósł głowę do góry. Aż skurczył się ze strachu , kiedy zobaczył przed sobą ogromny dom z mnóstwem okien, które zachęcająco mrugały ciepłymi światłami lamp.
Jedno z nich było leciutko uchylone i dobiegały zza niego odgłosy walki, prawdopodobnie między dwoma chłopcami, z których – chyba – jeden był starszy, a drugi młodszy, ale obaj byli równo nieustępliwi.
Mokry Stworek stał i nasłuchiwał.
Ależ oni się wspaniale wyzywają – pomyślał, a w tej dziedzinie był poniekąd ekspertem – ponieważ ostatnimi czasy zamieszkiwał w pobliżu budki z piwem, gdzie również, niestety, nauczył się wylizywać kapsle…
- Ty terrorysto ! – wrzeszczał jeden miły głosik.
- Ty pesymisto ! – odpowiadał mu drugi, a Mokry Stworek nie mógł się nadziwić, że nigdy dotąd nie słyszał takich wspaniałości.
Zdarł głowę do góry i zlokalizował okno. Jasny gwint, wysoko, pomyślał. I musiał widocznie pomyśleć głośno, bo usłyszał obok siebie miły, niski głos.
- Owszem, ale warto
Z mgiełki wyłonił się duży, pręgowany kocur. Stworek przezornie cofnął się o parę kroków w tył.
- Jestem Kot Kuba – przedstawił się kocur – i znam tych, którzy tak się drą. Miłe dzieci, lubią koty, ja sam często u nich bywam. Ich ojciec drapie mnie za uszami i podaje mi mleko w odświętnej misce. No i – tu skromnie zniżył głos – to ja uczę ich podstawowych rzeczy. O pazurach, ogonie, no, słowem o wszystkich.
- Dzięki za informacje – mruknął Stworek – ale jak się tam dostać?
- O tej porze będzie ciężko – powiedział kocur i podrapał się za uchem. Chociaż może… - popatrzył w stronę uchylonego okna. – Można wleźć na ten kasztan, a z gałęzi na parapet.
Stworek zatarł łapy z zadowolenia.
- Tylko… - zamyślił się – co z moim bagażem?
- A co tam masz? – kocur nieładnie zmrużył ślepia. – Kabanoska? Słoninkę? – i przysunął się niebezpiecznie blisko Stworka.
- E, tam – powiedział Stworek. – Tylko kilka moich ulubionych śmieci, ot co.
- Śmieci – parsknął Kuba – znajdziesz tam do diabła i trochę. Właź.
I nadstawił Stworkowi grzbiet. Mokry Stworek uczepił się gęstego futra i Kuba zaczął się powoli wspinać na drzewo.
Wkrótce znaleźli się na wysokości okna.
- Przełaź sam – miauknął Kuba i dla zachęty popchnął Stworka nosem.
W mgnieniu oka Stworek znalazł się na parapecie okna i cicho, jak najciszej, wślizgnął się do środka.
I rozmowa i wspinaczka trwały zapewne dość długo, bo obaj chłopcy spali już na piętrowym łóżku, a o ich obecności w pokoju świadczyły jedynie rozrzucone ubrania i klocki Lego.
Stworek zeskoczył na podłogę. W pokoju było ciepło i w dodatku w okolicy biurka leżała wspaniała gruba, skarpeta. Niewiele myśląc Stworek łapnął skarpetkę i wczołgał się pod biurko. Zmęczony, poczuł, że kleją mu się oczy, ale ciekawość była silniejsza, poczekał więc, dopóki się nie ogrzał, a kiedy przestał być już Mokrym Stworkiem, a z powrotem stał się Śmietkiem Paproszkiem wylazł ze swojego śpiwora i ruszył zapoznać się z nowym miejscem.
Większość pomieszczeń była obrzydliwie schludna, ale za to, na końcu korytarza odkrył istny raj – był to mały pokoik, zawalony pudełkami i papierami, przedziwnymi elementami i niedopałkami, gazetami, pismami, a pikanterii temu pomieszczeniu dodawały stare dżinsy malowniczo rzucone na poręcz starego fotela. Na fotelu zaś siedział Król tego świata – w wystrzępionych dżinsach i wyciągniętym pulowerze, w okularach w drucianych oprawkach i frotowych skarpetach. Nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w ekran komputera i ćmił papierosa. Obok niego stała popielniczka pełna niedopałków, jedna szklanka po kawie i kilka kubków po herbacie.
Śmietek zamarł z zachwytu, a potem cichutko wczołgał się pod stertę papierów, gdzie ze zdenerwowania potargał stary mandat drogowy (nic nie zaszkodził, bo tato chłopców miał ich więcej), podrapał jakąś płytkę (i tak od dwóch lat była przeznaczona do wyrzucenia) i w końcu wymościł sobie wygodne gniazdko wśród ogromnie już nieaktualnych numerów Radioelektronika. Nagle Władca tych wspaniałości wstał z fotela i poczłapał do drzwi. Śmietek pozostał sam czując się jak w raju. Wtedy przypomniał sobie kota.
Kiedy tylko znajdę lodówkę – pomyślał – dam mu co zechce.
A gdy w mieszkaniu nastała błoga cisza, Śmietek Paproszek wylazł z kupy gazet i postanowił właśnie tu się zagnieździć.
Cdn