Noc minęła raczej spokojnie. Ok 4.00 obudził mnie niesamowity ból głowy

Dawno nie miałam takiej migreny

Niestety jak Agata zobaczyła, że weszłam do łazienki to podniósł się krzyk o jedzenie. Chcąc czy nie chcąc, mając siły czy nie, trzeba było karmić. Agata ze smakiem zjadła mięsnego convalescenca i trochę paszteciku. Do 5.45 był znowu spokój. Przed szóstą walenie łapami po drzwiach i dzikie krzyki. Kolejne karmienie. Tym razem poszła saszetka convalescenca do końca /polana interferonem/, convalescence do picia. Zaryzykowałam też podanie chrupałków. Kupiłam onegdaj nowego RC bo miał ładną miseczkę w promocji

- dla Agaty teraz, jak znalazł

Skubnęła kilka

Dr Marcin powiedział, że ma jeść ile chce. Ma się odbudować. W środę jak z nią przyjechałam, dr Jacek powiedział, że w jelitach nie było nic

Ani śladu jedzenia ani śladu qpki, totalnie puste flaczki
Niestety w oddychaniu nie ma zmian. Wciąż ciężko dyszy

Ale tak sobie myślę, że przeżyła kolejny dzień, kolejną noc. Sioo ładne i regularne, apetycik wrócił, siła na drapanie po drzwiach też jest. Wierzę, że ona z tego wyjdzie. Bardzo wierzę.