skaskaNH pisze:Przyznam, ze latwiej rozmawialoby mi sie z kims, kto nawet bylby jednoznacznie przeciw sterylkom, bo wtedy mozna jakies racjonalne argumenty przedstawiac i negocjowac. A tu - jest niby pelne poparcie tej idei, tylko juz nic poza tym.
Ja to wszystko rozumiem i widzę, że negocjacje z kobitą efektów nie przyniosą. Może skoro jest skłócona z sąsiadami to pogadać z którymś, wyjaśnić problem i niech podpiszą pismo do administracji że nie mają nic przeciwko kotom, ale proszą o naciskanie w kwestii sterylek bo kociaków robi się za dużo i stają się uciązliwe . Administracja musi odpowiadać na każdy papier. Albo spróbować tam pójść wybadać sprawę, może się trafi zakocona urzędniczka która przybije odpowiednią pieczątkę. Można też spróbować pogadać z dozorczynią, one zazwyczaj znają wszystkie plotki o lokatorach. Tyle, że to wszystko wymaga czasu. Jednak takimi małymi krokami można wszystko wychodzić. Wiem z własnego doświadczenia, pracuję w firmie która ma w administracji ponad 1 tys mieszkań. Jak się odpowiednio na szefa naciśnie to podpisuje wszystko:)
Miałam takie nawiedzone babiszcze w swoim bloku - babsko wynosiło na 3 piętro kamienie by potem rzucać nimi w naszego poprzedniego ON-ka. Żadne argumenty nie trafiały, na szczęście ani w psa ani we właściciela nigdy się jej nie udało trafić.
Tak naprawdę problem się zrobił jak kobieta zmarła - tych kotów dokarmiała sporo (w pobliżu był Herbapol więc się schodziły na ziółka). Owszem pies pogonił czasem kota, nie lubił ich ale nigdy żadnemu krzywdy nie zrobił, nie puszczaliśmy go samopas przecież, na dodatek chodził w kagańcu. Dlatego mówię, że musi być na babę jakiś bat skoro rozmowy nie przynoszą efektu.
Natomiast co do administracji to z Ewą się nie zgodzę, ja mam pozytywne doświadczenia - szkoda tylko, że nie na osiedlu gdzie mieszkam.
Natomiast w kwestii kokcydiozy rozmawiałam przez telefon ze swoim wetem. Dopóki stolce są w porządku nie ma powodu do niepokoju. Tutaj podobno główną rolę odgrywa układ odpornościowy kociaka, leki go jedynie wspomagają. Jeśli nic się nie dzieje to wg niego nie ma sensu "rozleniwiać" tegoż układu. Albo kociaki nie są zarażone albo sobie ich organizm radzi. Dowiedziałam się jeszcze że nosicielem mogą być dorosłe koty które przechodzą najczęściej kokcydiozę bezobjawowo - stanowi ona zagrożenie dla weteranów i młodych kociąt.
Burasy są pod obserwacją, na dzień dzisiejszy nic nie wskazuje by im coś dolegało. Cykor przeszedł samego siebie gdy kroiłam im wołowinę, zachowywał się jakby nie jadł od 3 dni najmniej:)
Pozdrawiam,