Cały mój świat dziś się zawalił. Siedze i rycze całe popołudnie. Słowa mojego sąsiada się spełniają. Nadopiekuńczość jest szkodliwa. Dobro szkodzi osobie dobrej itp. Hektorek dziś umarł. Bardzo możliwe, że była to panleukopenia ale mógł to też być jakiś zmutowany wirus, bo kotek nie miał typowych objawów. Wczoraj w południe już nie chciał jeść, myślałam, że jest po prostu smutny - sam w łazience przez cały dzień. Wieczorek znalazł się domek dla Hektorka. Znajoma go zabrała, nie miała zamiaru się dokocać ale nie mogła znieść, że jest taki sam. Bałam się go dołączyć do moich koteczków na strychu, bo one ciągle kichają, a on wyglądał tak zdrowo. Wieczorem koteczek burczał i chodził z ogonem podniesionym do góry, był bardzo zadowolony. W kuwecie była piękna kupka i siusiu. Nie przyszło mi do głowy, że cos może mu dolegać oprócz samotności. Koleżanka go wzięła. Spał z nią, w nocy zaczął ciężko oddychać. Rano zauważyła, że robi mu sie pękaty brzuszek, a nic nie jadł. Szybko pojechałyśmy do weta. Okazało się, że termometr nie wykazywał już temperatury. Ciepła kroplówka, tlen, antybiotyk. Ściągnięcie wody z brzuszka. Płyn był ropny i śmierdzący. Po dwuch godzinach męczarni koteczka - wył i skręcał się z bólu - wetka go uśpiła. Ponieważ objawy nie przypominały panleukopeni /nie miał wogóle biegunki i nie wymiotował/ kazałam zrobić sekcje. Okazało się, że u kotka płuca byłyzalane płynem, nerki przestały pracować ale wszytko wskazuje na to, że infekcja zaczęła się jednak od przewodu pokarmowego, a reszta była następstwem. Weci nie mieli testów na parwo, żeby sprawdzić czy to nie panleukopenia.
Co to mogło być? Tam gdzie przebywał sąsiadowały z nim dwie dorosłe kotki - nieszczepione. Koleżanka, która go wzięła, ma dwie dorosłe kotki - tylko jedna jest szczepiona, ale dwa lata temu. Jak to było to to po prostu umrę. Mało tego to tylko ćwierć nieszczęścia, które mnie dziś spotkało.