Mam urozmaicenie kolorystyczne. Czarny miesięczny kocurek. Dziś wieczorem zadzwoniły dziewczyny z pracy, że kotek jest koło budynku domu handlowego i nie potrafią go złapać, bo wchodzi do wykutej w murze dziury. W domu handlowym, w którym pracuję odbywa się remont i właśnie jest usuwany z zewnątrz żelbetonowy wykusz w ścianie pod oknami. Roboty prowadzone są młotem pneumatycznym i część jest już usunięta , a w pozostałej kilkumetrowej listie betonowej są dziury. W tą właśnie dziurę wchodził kotek jak go dziewczyny chciały łapać. Wściekła byłam okropnie, bo najlepiej to na kogoś zrzucić obowiązek, a wiadomo na kogo. Z początku nie zareagowałam i stwirdziłam, że po prostu muszą kota złapać i sobie zabrać. Nie wytrzymałam jednak długo i po wieczornym karmieniu koteczków polazłam tam. Okazało sie, że koteczek jest bardzo malutki i o dziwo potrafi sam jeść, albo był tak głodny, że sytuacja go zmusiła do przyśpieszonego kursu jedzenia. Bez większego problemu wyszedł z dziury i wszedł do transporterka, w którym czekał pachnący whiskas.
No i mam 8 kocie do adopcji - czy teraz mam juz dostateczny powód, żeby zwariować 
. Oczywiście kotka nie mogłam dodać do siedmiu na strychu, bo te po szczepieniu dalej kichają, no i kotek wylądował w mieszkaniu, gdzie były wcześniej kociaki ze strychu. Właściciel na razie nic o tym nie wie i lepiej, żeby sie nie dowiedział

.