Minął już ponad tydzień odkąd są w mieszkaniu.
Postępy w oswajaniu z pewnością są, ale kocurkom daleko do miana "mruczków".
Mogę wziąć jednego na ręce, godzinę go głaskać i przytulać, jest wtedy wyraźnie rozluźniony, a gdy go odkładam znowu na mnie syczy.
Gdy do nich podchodzę chowają się w kontenerku.
Bawią się ze sobą, nie są wtedy zestresowani, czują się dobrze, ale nas nadal się boją.
Biorę je na ręce wielokrotnie w ciągu dnia, ciągle do nich mówię, ale za każym razem zaczynamy prawie że od nowa.
Postęp jest ogromny, nie siedzą nonstop skuleni w kontenerku, ale nadal są bardzo płochliwi i nieufni.
Jest parę zapytań o nich, ale wszystkie z innych miast i sami nie wiemy co o tym sądzić.
Nie oddawaliśmy jeszcze kotów do innych miast.
Zaufanemu forumowiczowi z pewnością kota bym powierzyła, ale co do osób nieznanych mam wątpliwości.
Brak możliwości samodzielnego sprawdzenia domu, ograniczony kontakt w przyszłości...
Ostatnio dzwoniła kobieta bardzo napalona na jednego malucha, ale od słowa do słowa i wyszło, że ma w domu prawie rocznego kota i jeszcze go nie zaszczepiła.
Zasugerowaliśmy żeby zaczęła od zaszczepienia własnego kota i wtedy może się do nas odezwać, ewentualnie przytrzymamy dla niej kociaka.
Oczywiście nie odezwała się więcej.
Poza tym dzwoni sporo osób pytających za ile mogą kupić kotka, pomimo, że w każdym naszym ogłoszeniu wielokrotnie pojawia się słowo "adopcja" - dziwne
