Wtorek rano, nakładam żarełko do miseczek. Przychodzą futrzaki i nagle... Klemens zaczyna kasłać

nic, lecę do pracy, TŻ pociesza, że może się zakrztusił, może jakiś kłaczek mu wpadł. Wieczorem - powtórka z rozrywki
Środa: cały dzień spokoju, myślę sobie: uff, pewnie rzeczywiście coś mu siedzi na gardle.
Dziś nad ranem Klemens siedzi na mojej poduszce i kaszle, kaszle, kaszle...

oczywiście natychmiast po pracy lecimy do Ewci. Na szczęście wygląda na to, że Puchaty sie po prostu przeziębił

ma zaczerwienione gardło, troszkę powiększone migdały. Inne węzły chłonne w porządku. Temperatura też ok - 38,8. Dostał tolfedynę i witaminy w zastrzyku. W poniedziałek do kontroli...
Mam nadzieję, że to rzeczywiście tylko przeziębienie... jutro mija 11 tygodni od jego drugiej operacji...