i pierwszy dzień w Białowieży, cudnym skądinąd miejscu i pierwszy spacer przez mieścinę...
i dwa malutkie (8 tygodni? 9?) cudaki, którym chciałam zrobić tylko zdjęcie przez siatkę...
zapchlone totalnie, strasznie wygłodzone, lgnące do nas strasznie, po przepytaniu okolicznych domów niczyje, no z nieba wręcz
bo w Białowieży, co potwierdziły potem liczne źródła, kocięta podrzuca się na ulicę, pod hotele, a psy przywiązuje w parku do drzew, taki standard
kocie jedzenie w sklepie też jest gdzieś tam upchnięte pod ladę, tylko kk, albo w ogóle nic, bo kotów się tu pani, nie karmi
nie całkiem cudne miejsce ta Białowieża
dobrze, że my tylko na pięć dni...
kociny, jako, że znalezione na ulicy Waszkiewicza (zaryzykuję, że lubił koty), dostały robocze imiona Waszek i Maszka
cudowne, przemiłe, kuwetkowe, mruczące przy każdym dotknięciu kociny
Waszek od wczoraj mieszka w Warszawie, zakochali się w nim fajni ludzie, którzy przyjechali dzień po nas
początkowo chcieli Maszeńkę, ale rude robi swoje
Maszka przybyła do Bydgoszczy na moich kolanach, bo w Puszczy Białowieskiej nie sprzedają transporterków, obecnie mieszka w mojej łazience
od jutra wieczorem Maszka będzie miała dom tymczasowy, taki niekoniecznie tymczasowy
poproszę o kciuki, żeby domek zakochał się na zabój


dwa razy kciuki z całych sił są 





