Raniutko obudziły mnie końskie kopyta i rżenie.
Kociuchy urządziły sobie rajd z salonu, po moim łóżku (po mnie) i na koniec pokoju. I tak w kółko.
Potem Luńka zaczęła przysypiać, a Leosia dopadła chęć na poranne przytulanki.

Dziś były bardzo bolesne...

Jak dla mnie.
Bolało, bo Leoś ma w swoim zwyczaju, że trzyma pysia na brodzie albo na ustach, leży ciałem na klatce piersiowej a łapki ma wyciągnięte jakby się przytulał wokół szyjki i barankuje.

Tylko teraz strasznie mocno wbił jeden pazurek w szyję a drugi drapak wrażliwe miejsce ucha.

Auć.

W końcu wstałam i dałam kociuszkom jedzonko wypełnione lekami.

Zjadły wszystko, a po oblizywaniu się dałam kropelki do oczek. Po całym rytuarze poszły spaciulki. Spały, spały i spały... I obudziły się na obiadek.

Zjadły i znowu kimają...
