» Pon sie 13, 2007 5:18
Mapy i gwiazdy
Pobiegłem do domu z mapą w pysku tak szybko, na ile się dało. Trzymałem rulonik papieru w zębach delikatnie, aby nie uszkodzić go i nie obślinić i gdy tylko znalazłem się w domu wepchnąłem cenne znalezisko pod sofę, co do której było już absolutnie wiadomo, że nikt nie będzie pod nią ani zaglądał, ani pod nią sprzątał.
A potem zjadłem garść chrupek i wyszedłem do ogrodu. Kamienne schody prowadzące do domu były miło rozgrzane od słońca i, co najważniejsze było na tyle cicho, że mogłem skupić się i w spokoju pomyśleć .
A do przemyślenia miałem sporo – po pierwsze – czego trochę było wstyd – jak odpowiednio efektownie zaprezentować mapę, aby Dexter przestał czuć się gwiazdą każdego wydarzenia, po drugie – jak odpowiednio posłużyć się znaleziskiem aby odnalezć Złotą Bastet i po trzecie – jak poradzić sobie ze wszystkim nie narażając Dziadka, doktora Zygmunta i pani Doroty, która, choć nie miała nic wspólnego ze starożytnym Egiptem, była związana z nami...
Myśli, jak burzowe chmury kłębiły się w mojej głowie , a najbardziej zuchwałe pomysły wyskakiwały spomiędzy nich jak błyskawice .
Toteż gdy pojawił się pies poczułem wyrazną ulgę.
- Hotelik „Pod Szaloną Mewą” – rzucił pies i wyciągnął się na trawie – Wprawdzie nie widziałem tam żadnej z nich, ale zapach doprowadził mnie właśnie tam. Wydaje mi się, że mieszkają w bocznym skrzydle, na samym dole...tam zapach był najsilniejszy, ale, oczywiście, mogę się mylić.
- Mam mapę – powiedziałem, a brązowe oczy psa zalśniły z podziwu.
W paru słowach opowiedziałem całe zdarzenie, na co pies pokiwał ciężkim łbem i wyraził współczucie dla szpitalnej kotki.
- Spotkajmy się po zmroku – powiedziałem. – Przy oranżerii. A potem zaprowadzisz nas do hoteliku.
Pies machnął puszystym ogonem i ruszył w stronę przystani.
Właśnie pogrążałem się we śnie, gdy skrzypnęła furtka i na ścieżce rozległy się kroki Dziadka i pani Doroty, a tuż za nimi ciężki kłus Dextera. Wpadł na mnie jak ogromna, włochata bomba i zasyczał :
- Co ty znowu wykombinowałeś ?
- Ja ? – udałem ciężkie zdziwienie. – Nic.
- Znikasz, sam wracasz do domu...
Przeciągnąłem się leniwie.
- A, TO....- mruknąłem. – Przecież nie będę biegał tam i z powrotem z mapą w pysku.
Trafiłem w dziesiątkę. Tetryk aż przysiadł i parę razy potrząsnął łbem, jakby coś wpadło mu do ucha.
- Z jaką MAPĄ ? – zapytał.
Wstałem i cichutko weszliśmy do domu. Przemknęliśmy obok drzwi kuchni, gdzie pani Dorota była zajęta kolacją i weszliśmy do gabinetu. W pokoju panował półmrok, a przez otwarte okno wpadał zapach nasturcji.
Wczołgałem się pod sofę i pokazałem Dexterowi rulonik papieru.
- Bardzo stare – powiedział Tetryk i potężnie kichnął. Wyciągnął łapsko, żeby rozwinąć papier, ale zatrzymałem go.
- Obejrzymy to sobie wszyscy razem. Nawet ja sam nie przyjrzałem się jej dokładnie.
Tetryk nadął się obrażony, ale po chwili przyznał mi rację. I tak, siedząc jak na szpilkach dotrwaliśmy do zmierzchu.
Gdy na ulicach zapaliły się pomarańczowe kule lamp, a nad modrzewiami błysnął wczesny, czerwonawy księżyc wybiegliśmy z domu – ja z mapą w pysku, a Tetryk z dumnie zadartym ogonem.
Przy oranżerii byli już wszyscy – to znaczy Alex, Smarkacz i pies, a w powietrzu wisiała grozba nagłego pojawienia się kociąt.
Zasiedliśmy w ciasnym kręgu i dopiero wtedy położyłem na ziemi rulon papieru.
- Oto mapa – powiedział Dexter.
Papier rozwinął się z cichym szelestem i naszym oczom ukazał się skomplikowany rysunek, na którym widniały zielone plamy, niebieskie kółka, brązowe kwadraty i trójkąty, a wszystko ozdobione było miniaturowymi rysunkami przedstawiającymi ptaki, dziwaczne zwierzęta, węże. Pośrodku mapy, złotą farbą namalowana była trochę niezdarnie postać kota siedzącego z dumnie uniesioną głową.
- Złota Bastet ...- szepnął Smarkacz. – Prawdziwa Złota Bastet...
Pies obwąchał papier i mruknął, że wyczuwa zapach konwaliowego mydła i naftaliny, co niezbicie wskazywało, że mapa musiała jakiś czas być w posiadaniu ciotek.
- Bardzo to wszystko zawiłe – mruczał Dexter wodząc nosem po papierze.
- Nic z tego nie rozumiem – przyznała Alex.
Zaś Smarkacz obszedł papier dokoła i swoim zwyczajem spojrzał w niebo.
- Myślę – odezwał się po chwili – że powinniśmy odwrócić tą mapę.
- Odwrócić ? – zapytał Tetryk, a Smarkacz zgrabni manewrując arkuszem papieru zmienił jego pozycję.
- Spójrzcie tutaj – powiedział wskazując na cztery, przecinające się wzajemnie strzałki. – To się nazywa „ róża wiatrów” i pokazuje, gdzie jest północ.
- A gdzie jest północ ? – wyrwało się Dexterowi, po czym pojąwszy, że palnął cos głupiego spróbował odwrócić wszystko w żart . – Hy, hy, północ będzie za jakiś czas na miejskim zegarze
Smarkacz uśmiechnął się pod wąsem.
- To także – rzekł spokojnie. – Ale jeżeli ma się jakie takie pojęcie o morzu i o pływaniu...to każdy wie, czym jest róża wiatrów. A strzałka – wskazał na samą górę – pokazuje północ. Więc musimy ułożyć mapę tak, aby północ na mapie była zgodna z północą tutaj.
- A...skąd wiesz, gdzie jest północ TUTAJ ? – zapytał Dexter.
- Wystarczy spojrzeć w niebo- odparł Smarkacz. – wiele ważnych informacji jest zapisanych w gwiazdach.
Zadarliśmy głowy. Po niebie, które zdążyło już porządnie pociemnieć szerokim łukiem przeleciało coś błyszczącego.
- Meteoryt – powiedziała Alex
- Gwiazda Północna jest tam – Smarkacz wskazał łapa w bliżej nieokreślonym kierunku. – Jakieś trzy łapy w górę od Wielkiego Wozu na mapie nieba.*.
* niedowiarki posiadające koty mogą sobie sprawdzić...Smarkacz ma łapy średniej wielkości .
Dexter spojrzał na Smarkacza spode łba,
- To, że mylę renesans z rekonesansem nie znaczy – rzekł Smarkacz z godnością – nie oznacza, że jestem niedouczony.
- Ciekawe, gdzie się tego wszystkiego nauczył – mruknął z irytacją Dexter. – Bo chyba nie w parku.
Smarkacz uśmiechnął się pobłażliwie.
- A właśnie, że w parku – powiedział – Jak się wam wydaje, co to za duży, żółty budynek z okrągłym dachem ?
A kiedy nikt z nas nie odpowiedział Smarkacz rzucił triumfalnie :
- To OBSERWATORIUM ASTRONOMICZNE. Spędziłem tam niejedną noc...
Trochę nie chciało mi się wierzyć, aby Smarkaczem kierował głód wiedzy, najprawdopodobniej szukał schronienia przed deszczem lub Parkowym Gangiem, ale nie odezwałem się ani słowem, tym bardziej, że w spojrzeniu Alex skierowanym na Smarkacza zauważyłem błysk podziwu.
- Może wróćmy do mapy – zaproponowałem, widząc, jak Tetryk niebezpiecznie się nadyma
Teraz wszystko stało się odrobinę prostsze..
Żółty pasek na północy mógł oznaczać plażę, a błękitna plama tuż za nim – morze.
- Jeżeli to jest morze, a to plaża – powiedział Dexter – to to zielone to na pewno musi być park.
- A to kółko – wykrzyknęła radośnie Alex – to stara lipa, ta, pod którą kopały ciotki !
- A te kółka, kwadraty i te niewiadomo co ? – zapytał pies.
Uważnie przyjrzałem się mapie.
- To są domy – powiedziałem. – To jest kawiarnia, a to – postawiłem łapę na malutkiej wysepce zieleni – to jest dom Dziadka.
- I Doroty – dodał poufale Dexter.
Spojrzeliśmy na siebie.
- Teraz już jasne, dlaczego ciotki kopały doły w tych, a nie w innych miejscach. – Oświadczył pies.
- Spójrzcie ! – zawołał nagle Dexter. W prawym, górnym rogu mapy narysowana była 2 ze strzałką prowadzącą ku cyfrze 3. – To jest druga mapa !
- A wszystkich map jest trzy – powiedział Smarkacz – i każda wskazuje, gdzie szukać następnej...
Zegar na wieży ratusza miarowo wybił północ. Ostatnie, dwunaste uderzenie zastygło w powietrzu i zgasło...

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!