jedne z maluszków mnie trochę nastraszył... w piątek trochę wymiotował... ale gadziny małe wszystko gryzą i jedzą co napotkają po drodze na podłodze... i już od wczoraj jest oki...
sypiają ze mną w łóżku... a przed zaśnieciem mam mruczankę na dobranoc...
to naprawdę piękne kocice i w dodatku od Matahari !!!!! a to słowo klucz !!! "kotek od Matahari" to tak mniej więcej jakby powiedzieć po długiej i ciężkiej zimie "przyszła wiosna"
maluchy mają nową nianię - Szarlotkę... ale koteczka sama sobie winna, bo wypuszczona z izolacji łazikowała po domu i darła się, więc dziwczynki od razu do niej... i ocieranie i nadstawianie się do lizania... i traktorki...
maluszki rosną jak na drożdżach i zupełnie nie przypominają tych na fotkach... trzeba by nowe... są rozkoszne...