


No i co.... Wzięłam malucha do siebie do pokoju, ale tak: pracuję w szpitalu, nie mogę trzymać kociaka... Co tu robić? Pobiegłam po kartonik do pobliskiego sklepu i po jedzenie, żeby maluchowi coś dać i spokojnie pomyśleć.
No cóż... zwolniłam się z pracy i pojechałam do weterynarza... Okazało się, że z nóżką nic się nie stało, ma tylko lekko zdartą sórkę (no, trochę tam chyba musiał wisieć...), świerzb, pchły i generalnie nic więcej mu nie dolega. Został więc do poniedziałku w hoteliku, tam poobserwują małego. Nazawłam go Joachim....
Jest piękny, chociaż szczuplutki, ale wyrośnie na cudnego kocura. Buro-biały z cudownie wpatrzonymi w człowieka brązowymi oczami... Jest bardzo ciekawski, mruczasty i miziasty. I delikatny. Ani razu nie wyciągnął pazurków, nawet przy niezbyt przyjemnym czyszczeniu uszu....
Szuka domu..... Nie mogę pozwolić sobie na kolejnego kota....
Ale póki co, w poniedziałek muszę go odebrać.... i co dalej???
Bardzo proszę o pomoc w szukaniu dla Joachimka domu.....