Gdyby ktoś szukał spokojnego i zrównoważonego - również nie pod tym adresem.
Ale, gdyby jakimś cudem ktoś chciał odmienić swoje życie i zafundować sobie redbulla w postaci niewielkiej kociej panienki - to właśnie tutaj zapraszamy.

Marla trafiła do nas z głowieńskiego azylu. „Adopcje kotów są u nas zerowe” – powiedziała Pani Zosia ze schroniska, a my postanowiliśmy dać jej szansę i zabrać małą, smutną kotkę do siebie, po to by szukać jej domu.
Na początku zupełnie nie wiedziała gdzie się znalazła. Fotel, kanapa, ludzkie kolana, głaskanie, pełne miseczki – to wszystko przyprawiało ją o zawrót głowy. Połowę swojego życia spędziła w azylu, pewnie myślała, ze tak wygląda kocie życie… Szybko jednak przekonała się, że jest zupełnie inaczej. Odzyskała radość, wszędzie jej pełno. Towarzyszy nam w każdej czynności. Jest bardzo ciekawska i żywiołowa. Diabełek w skórze kokietki.
Jest przepiękną, drobna kotką o elektryzującym spojrzeniu bursztynowych oczu i zawadiackim zadartym noskiem. Mały chuligan, wulkan energii. Wszędobylska wiercipiętka. Wieczny kociak.
Wytwarza wokół siebie mnóstwo pozytywnej energii, przebywanie w jej towarzystwie to sama radość. Marla szaleje, biega, mruczy, łapie przelotne „głaski” i wywołuje uśmiech na każdej twarzy.
Marla jest zaszczepiona, wysterylizowana i odrobaczona. Bardzo dobrze dogaduje się z innymi kotami. Rzekłabym, aż za dobrze.







p.s- zrobić zdjęcie pannie Marli to nie lada sztuka, więc te co są- są jednymi z nielicznych. Dziś było kolejne podejście do focenia - nieudane

co robić kiedy na widok aparatu zaraz przybiega do focącego ją człowieka?