Najdalej jak sięgam pamięcią, to było nas dwoje. Mamy nie pamiętam. Od początku traktowano nas inaczej, wyróżniono, byliśmy z dużymi ciotkami i wujkami, razem z nimi, mogliśmy wychodzić na wybieg a nawet na daszek i patrzec z góry na biegające psy.
Było fajnie, bawiliśmy się, biegaliśmy za straszyzną, czasami któryś przyłożył nam łapką po głowie, ale przyznam, że trochę dokuczaliśmy....
Tak mijały dni aż zrobiło sie baaardzo ciepło, więcej spaliśmy i coraz mniej widziałem, z oddychaniem miałem problemy, siostra też czuła sie gorzej. Nie mieliśmy ochoty na zabawy. Byliśmy coraz słabsi..
Pewnego dnia siostra spała wyjątkowo długo, była jakby zimniejsza, leżała na środku wybiegu, wygladała wciąż jakby spała, ale się nie budziła, położyłem sie obok niej, czuwałem. Nastał kolejny dzien, nadal leżeliśmy na środku wybiegu, znów robiło się coraz cieplej i cieplej.... więcej nie pamiętam.
Ocknąłem się w jakimś małym pomieszczeniu, wkoło było ciemno, kompletnie nic nie widziałem, słychac było szum, czułem ciepły dotyk na ciele-to było miłe, a do nosa przykładano mi zimną, mokrą szmatkę... to nie było miłe, ale oddychac latwiej mi było. Nie protestowałem. Nie miałem siły.
Słyszałem jak ktoś rozmawia: "Jolka co robić... stan agonalny.... do uśpienia... co robić?... dobra... dobra... jedziemy tam...".
Do uśpienia? Nie chcę zasypiać, długo spałem, chociaż czuję się zmęczony, ale nie chcę teraz!
Szum ucichł. Ciepły dotyk czułem jakby mocniej, lekki podmuch wiatru, słońce, potem zimna powierzchnia, ktoś mowił, że jest źle, że oczka fatalne, nie będę już nigdy widział (żart?), że potwornie odwodniony. Smarowali mnie czyms po oczkach. Potem na grzbiecie poczułem ukłucie, potem znow szum i mrowienie na łapce.. i potem ukłucie w łapkę, jedno, drugie, trzecie... ktoś powiedzial: "żyłki się zapadły, nie mogę sie wkłuć".
Potem mnie nakarmili, dobre było, nigdy takiej nie jadlem. Położyli mnie na czymś miekkim i poszli sobie.
Zrobiło sie cicho, wkolo czułem zapach innych kotow, były znajome, jeden to chyba tej czarno-białej ciotki, która miała dzieciaki, ale jakiś czas temu zabrano je od nas. Wróciła? Gdzie ja wlaściwie jestem? Nadal nic nie widziałem.
Zasnąłem.
Obudzil mnie jakis hałas, to ciepły dotyk przyszedł i smarował mnie czymś po oczach, podał mi jedzenie. W ogole to po przebudzeniu lepiej sie poczułem, ale brakowało mi mojej siostry, miauczałem by mnie do niej zabrano.
I tak ciagle w małych odstępach czasu ktoś przychodził i smarowali mnie po oczach i karmili.... .
Za którymś razem przyszedł ktoś inny, zapach znów jakby znajomy... znow poczułem ciepły dotyk, jedzonko w pyszczku, ktoś mówił do mnie dużo słów i w pewnym momencie usłyszałem "walcz myszeńko, będziesz miał dom. Już na ciebie czeka". Nie wiem co to jest to "myszeńko" i nie wiem co to "dom", ale brzmiało to jakoś tak miło że sie rozmruczałem...
************************************************** ***
To historia okolo 2 miesięcznego koteczka, zabranego w niedzielę ze schronu. Jego siostrę znaleziono martwą na wybiegu [']
Tak wyglądał, gdy trafił do lecznicy, zdjęcie nie ukazuje całej tragedii tego malucha


Był skrajnie wyczerpany, nosek i oczka były całkowicie zaklejone, cudem jakoś łapał powietrze. Trzykrotna próba założenia wenflonu nie powiodła się, tylko dlatego że kociak ma ogormną wolę życia i sam probuje cos jeść, lekarze narazie nie podjeli kolejnych prob jego zalozenia.
Diagnoza jest taka, że w wyniku dlugotrwałego kociego kataru doszło do maceracji gałki ocznej, maluch stracił wzrok . W przyszłości okaże się, czy bedzie potrzebna operacja oczek..
W tej calej tragedii zabłysnął promyk nadziei, napisała do mnie Anitka z okolic Bielska, że wraz z mężem postanowili go adoptować, stawiają jednak dwa warunki: pierwszy, to pomoc w pokryciu kosztów leczenia malucha, drugi, to że mogą go zabrać do siebie ale dopiero za jakieś 2-3 tygodnie. Warunki zostały przyjęte!
A więc maluch bedzie miał dom, dobry dom, w którym jest już kilka kotów.
Apeluję o wsparcie finansowe, ze wzgledu na to że jest to już kolejny kotek ktorego leczymy, jeden z sześciu, które przebywają w klinice, ciagle sytuacja zmusza nas by prosic was o pomoc.
Ta nieustanna walka o ich zdrowie i życie niestety kosztuje, duzy koszt jest problemem, ale nie zwazamy na to, bo zdrowie i zycie tych istotek jest dla nas priorytetem.
Z góry dziękuję za pomoc.
Jutro postaram się podjechać do Bielska do kliniki, gdzie przebywa i zrobić kiciusiowi nowe zdjęcia.
______________
Bliźniaczy wątek na dogo: KLIKNIJ