siedzę sobie teraz przy kompie, penetruję forum, obok poranna kawka w kubku, a z drugiej strony Milusia
Posypia biedactwo, podobnie jak pozostałe Szczypiory. Źle znosi upały. Nawet Zośka po galopadach o świcie, padła.
Patrzę sobie na Milusię, na jej piekne, lśniące futerko, słucham jak sobie popiskuje cichutko w krótkich chwilach przebudzenia. Patrzę na jej wyciągnięte jak struna ciałko, łapki w górze, brzuszek na wierzchu... i jestem taka dumna. Bo z biednego schroniskowego zwierzątka pod moim okiem Milusia stała się piękną szczęśliwą księżniczką. Do tej pory trafiały do mnie koty, których adopcja nie była aż takim wyzwaniem. Gdy zobaczyam Milusię w nocy, kiedy do mnie przyjechała, przestraszyłam się, że nie dam rady, że zrobię więcej krzywdy niż dobra.
A teraz jestem taka dumna z siebie i taka szczęśliwa.
Zaufanie kota to takie duże i trudne wyzwanie. A mnie się udało.
