Od kilku dni zbierałam się w sobie żeby zabrać Jędrka do weta na odrobaczanie i przycięcie pazurków ( które mu niestety rosną bo Jędrek nie ma w zyczaju używać drapaka). W końcu razem z TŻ zapakowaliśmy Jędrka do transporterka i uzbrojeni w skórzane rękawiczki i bluzy z długim rękawem ruszyliśmy w drogę.
Podróż nasz kawaler zniósł w miare ok. W prawdzie miałczał baaardzo żałośnie ale siedział spokojnie
W poczekalni też było spokojnie. Nawet przestał marudzić.
W końcu wchodzimy do gabinetu.
Wet: A co tam za kociaczek się chowa. No wychodź malutki
Ja: Hmmm... nie taki malutki...
Jędrek: Buuuuuu!!! ( z otwartego już kontenerka)
Wet zajżał do środka
wet: O jasna cholera. Ale byk!
Ja: mówiłam Panu
TŻ: heh
Jędrek: Buuuuuu!!! (coraz bardziej groźnie)
Kiedy wszystkie próby wydobycia Jędrulki po dobroci zawiodły, ubrana w bluzę i z rękawiczkami na rękach wygrzebałam Jędrulkę z transporterka siłą.
Wet był nim zachwycony.
