
Kociaki są cztery, mają ok. 2,5 miesiąca i koci katar. Przedwczoraj matka przyprowadziła je do ogródka znajomej karmicielki. Jedna dziewczynka jest obłędnie umaszczona (jak widać na zdjęciu) - trikolor tygrysio pręgowany. Bardzo adopcyjna. Druga dziewczynka też jest cudna, szylkret tygrysio pręgowany, czyli niby burasek, ale z mnóstwem rudych łatek. Pozostałe dwa kociaki nie wiem jakiej są płci, jeden jest buro-biały, drugi ponoć bardzo jasno szary z ciemnymi pręgami - tego ostatniego nie widziałam, to opis karmicielki.
Kociaki mają chore oczy. Teraz mieszkają w ogródku blisko ruchliwej ulicy. Leczenie ich na wolności będzie strasznie trudne, poza tym tam jest sporo psów i jeżdżą samochody. W sumie - marne szanse na przeżycie.
Jestem gotowa kociaki złapać, ale nie mam szansy ich przetrzymać u siebie w domu. Gdyby ktoś okazał serce i wziął do siebie te kociaki, chociaż dwa - uratowałby im życie...




zdjęcia kiepskie, bo było ciemnawo, a nie chciałam kociaków fleszem straszyć