Dzisiaj było wydarzenie specjalne, czyli wizyta Fredzioliny na Klinikach z Rudziawką, której towarzyszyliśmy. Jadzia jechała z Lubina, a ja trzymałam kolejkę jako stacz kolejkowy
Rudziątko sliczne zostało przebadane, zdiagnozowane, zaordynowano nowe leki i wszystko idzie ku dobremu
Ale potem pojechałyśmy do mnie, gdzie nastąpiła próba poznania Rudziawki z moimi pannami
Oto akcja z Balbiśką
Skonać można było ze śmiechu, Balbunia wstępnie bała się Rudziawki i na wszelki wypadek udawała groźną kotę
Cosia wyraziła zainteresowanie wstępne pozytywne, ale bez wylewności, a Tuta wydała z siebie ostrzegawcze warknięcie, po czym jak to Tuta- obraziła się i nie weszła do domu w ogóle. Poczekała, aż Jadzia odjedzie i wtedy triumfalnie wkroczyła na włości....
Niestety wydało się, że Cosia jest...hmmm, no, taka, jak Bączuś
A na samym końcu wizyty Jadzia postanowiła sprawdzić, czy dziąsła Balbisi są w porządku( bo kiedyś nie były

) i spróbowała zajrzeć jej w pysio

A to dzik! Straszny dzik!
Ale sie udało, tylko Fredziolinie takie sztuki się udają, ja bym była już zagryziona na smierć. Dziąsła dobrze- ufff!!!! Jak Jadzia mówi, że dobrze, to dobrze!
A popołudniem bardzo chciałam zrobić coś dużego i czystego, czyli na przykład umyć słonia. Z powodu braku słonia i nieodpartej chęci jednak działania, postanowiłam pomalować ostatni pokój z sufitem włącznie....
Jezu, po co mi to było.......
