Sporo czasu spędziłyśmy wczoraj w schronisku
razem z panią wet. oglądałyśmy koty, przytulałyśmy, rozmawiałyśmy o smutnych historiach ich życia, nawykach, charakterze, przebytych chorobach, leczeniu
w boksie nr 3, boksie Charlotki byłyśmy najdłużej

Malutka była zachwycona wizytą - tuliła się, mruczała, pięknie pozowała do zdjęć.
"
I jeszcze jedno zdjęcie mi zrób, o, takie, jak tu stoję, zobacz, teraz ładnie wyglądam, prawda ? i lewy profil mi zrób, lewy mam ładniejszy... I zrób mi takie zdjęcie, na którym widać jak pięknie ostrzę pazurki, jaka jestem zwinna i gibka"
Cały czas do nas mówiła, buźka jej się nie zamykała - co widać zresztą na zdjęciach

ciągle słodko "miau, miau, mrauuu..."
Sesja fotograficzna trwała, modelka pozowała, a my rozmawiałyśmy z panią doktor. Charlotkę, jak większość kotów w schronisku, męczy głównie koci katar, który, w przypadku pogłębiającego się spadku odporności spowodowanego stresem i przygnębieniem, może ją bardzo osłabić i spowodować pojawienie się innych, gorszych chorób... Zapytałam czy możemy jej jakoś pomóc, że są osoby, które deklarują pomoc w zakupie leków dla Charlotty...
Usłyszałyśmy takie słowa: "tak, jest lek, który by jej pomógł... taki, który uzdrawia nawet najbardziej chorego kota..., natychmiast. Ale jest bardzo trudny do zdobycia, najczęściej niedostępny dla takich kotów jak Charlotta...
Ten lek nazywa się "własny dom"...