Mole - dom wariatów - Jeszcze jeden okruszek - dla sylwii k.

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro cze 27, 2007 17:47

no to powinno byc tym razem trochę weselej...- jak w życiu.
Czar szóstego pióra

- Dorastam – powiedziałem , kiedy Rumpel rozsiadł się naprzeciw mojego fotela. Zważył w ręce talię kart i pokiwał głową.
- W końcu spotyka to każdego – powiedział i zamiast zabrać się za rozdawanie przyjrzał mi się uważnie.
Spróbowałem wyobrazić go sobie jako małego chłopca, ale nie było to łatwe. Pomyślałem, że łatwiej poszłoby mi z Dziadkiem, ale mimo, że myślałem bardzo intensywnie Dziadek dalej był taki, jaki był.
A potem przyszło mi do głowy, że i ja kiedyś - jeśli dostanę szansę – też będę dziadkiem, i nagle zaczęła gryzc mnie dokuczliwa myśl – co będę musiał zrobić, żeby nie trafić na wysypisko w środku parku.
Rumpel rozdał karty , a ja odkryłem trąfa i zaczęliśmy grać, ale gra jakoś wcale nie szła, ani mnie, ani Rumplowi.
- Zdaje się, że dorastasz w przyspieszonym tempie – burknął Rumpel i złożył karty.
Odwrócił mój fotel tak, że siedziałem twarzą do słońca, a sam zawinął rękawy koszuli i przymknął oczy.
Poczułem się nagle tak, jakbym siedział z moim Dziadkiem w parku pod akacją.
- Pewnie dręczy cię sporo spraw – odezwał się Rumpel tonem zupełnie innym od tego, jakim zwykle odzywał się do mnie. – I to jest normalne.
Czułem, jak słońce przesuwa się po mojej twarzy jak duża, ciepła ręka.
Pomyślałem, że to moje dorastanie chyba nie jest do końca normalne, bo w moich myślach w ogóle nie pojawiały się dziewczyny, o których bez przerwy gadał Yul. No, ale Yul był starszy, a ja trafiłem do szpitala akurat w takim momencie życia, kiedy dziewczyny wydawały mi się po prostu głupie. No bo jak można myśleć inaczej o kimś, kto chichocze z byle powodu, posyła na lekcjach koleżankom tajemnicze karteczki, na których specjalnym szyfrem
Umawia się na spotkanie po szkole, nawet, jeśli mieszka z ta osobą drzwi w drzwi ?
I właściwie, co taka dziewczyna może robić ? Piszczy i macha rękoma jak opętana, kiedy pokaże się jej chrabąszcza, w piłkę nie zagra – bo to głupie, a od porządnego wojennego filmu woli jakieś durnowate czarodziejki z księżyca z pajęczymi nogami w iksy i oczyma na pół twarzy ?
Więc moje życie urwało się akurat w takiej chwili, kiedy wszystko – lub prawie wszystko – wydawało mi się głupie.
Rumpel zapalił fajkę, ale tytoń pachniał zupełnie inaczej niż ten Dziadkowy. I, rzecz jasna, nie umiał puszczać kółek.
Właściwie to całe szczęście, że nie umiał, bo siedziało mi się z nim tak dobrze, że miałem wrażenie, że zdradzam mojego Dziadka, czego nigdy, przenigdy nie chciałbym zrobić.
Kiedy już pomilczeliśmy dostatecznie długo, Rumpel zapytał, czy może nie miałbym ochoty na mały spacer po parku.
Zgodziłem się, bo jak do tej pory park oglądałem tylko z wysoka i nie bardzo miałem ochotę wracać na salę.
Strasznie gryzło mnie to, czego dowiedziałem się o Brodaczu i nie za bardzo wiedziałem, jak – i czy w ogóle powiedzieć o tym chłopakom ?
A nuż nie zaczęli jeszcze dorastać, i tylko mógłbym narobić sobie i Brodaczowi problemów ?
Postanowiłem wobec tego przespacerować się z tym i przy okazji zrobić przyjemność Rumplowi, bo chyba poczuł się jakoś niezręcznie wobec mojego dorastania.
No i jechaliśmy sobie tak alejką – fotel leciutko skrzypiał, żwir chrzęścił, Rumpel pogwizdywał, a ptaki śpiewały nad naszymi głowami.
W taki sposób dojechaliśmy do stożkowatego, oszklonego budynku w najdalszym krańcu parku i tu Rumpel się zatrzymał.
- To jest oranżeria – wyjaśnił. – Dawno temu, przed wojną był tu ogród botaniczny...
- Dziwnym trafem ocalała tylko oranżeria...
Usiedliśmy na ławeczce przed budynkiem i Rumpel zaczął opowiadać o wszystkich drzewach, które kiedyś tutaj rosły i zostały poranione jak ludzie, o swoim ojcu, który przez długi, długi czas był kierownikiem ogrodu.
I o tym, że gdy zakończyła się wojna nikomu nie przyszło do głowy, żeby zająć się ogrodem, chociaż jego ojciec robił co mógł, żeby tak się stało.
I wtedy nagle zrozumiałem, dlaczego Rumpel pozostał w tym miejscu – wśród wspomnień o zabawach w Tarzana i Jane, tu, gdzie każda alejka przypominała coś, co bezpowrotnie przeminęło . Pomyślałem, że jeżeli kiedykolwiek stąd wyjdę, to będę przyjeżdżał co jakiś czas, żeby Rumpel ograł mnie w 66 i miał z życia jeszcze jakąś frajdę.
- Dziadku ! Dziadku ! – za naszymi plecami rozległ się nagle dzwięczny głos i spomiędzy drzew wybiegła dziewczynka.
Tak na oko musiała być chyba starsza ode mnie. Miała bardzo ciemną skórę i czarne, kręcone włosy spięte czerwoną spinką.
Zatrzymała się tuż obok nas. Rumpel uśmiechnął się i powiedział
- To moja wnuczka, a to...
- Wojtek – powiedziałem i zrobiło i się strasznie głupio, że jak dotąd nie powiedziałem Rumplowi jak mam na imię.
Dziewczynka przysiadła na ławce obok Rumpla i powiedziała, że przyszedł ten pan, który chciałby oddać do oranżerii palmę i, że czeka w biurach.
Rumpel przetarł szkła okularów.
Spojrzał na mnie i zapytał, czy wolałbym wrócić na salę, czy też posiedzieć tutaj jeszcze chwilę.
Ukradkiem przyjrzałem się dziewczynce i powiedziałem, że co mi szkodzi, że mogę tu poczekać, bo do obiadu jeszcze sporo czasu. I za nic na świecie nie przyznałem się przed samym sobą, że tak naprawdę chodziło mi o tą dziewczynę.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu patrząc jak Rumpel odchodzi alejką, a potem dziewczynka powiedziała :
- Dziadek opowiadał mi o tobie, ale nie myślałam, że kiedyś cię poznam.
Trochę spanikowany przebiegłem w myśli to wszystko, co powiedziałem Rumplowi, ale jako, ze doszedłem do wniosku, że ostatecznie nie było w tym nic złego powoli znowu zacząłem być sobą.
Tylko, że to bycie sobą wychodziło mi zupełnie inaczej niż bycie sobą do tej pory. Byłem...jakiś taki... poważny ? Przez jedną krótką chwilę przestraszyłem się , że jestem nadęty i przemądrzały – ale od tak dawna nie rozmawiałem z nikim w moim wieku, kto byłby tak po prostu zdrowy, a na dodatek ten ktoś był dziewczyną.
- Wojtek – powtórzyłem i wyciągnąłem do niej chudą rękę, całą w niebieskich plamach, które zostawiły wenflony i igły.
- Anka - odpowiedziała. Jej ręka była drobna, ciemna i ciepła, jak topiąca się mleczna czekolada.
Miała błyszczące, ciemne oczy i zabawne dołeczki w okrągłej buzi.
- Szkoda, że jest tak gorąco, bo moglibyśmy zwiedzić oranżerię - powiedziała. – To znaczy mi to w ogóle nie przeszkadza, ale...
Zrobiło mi się miło, że pomyślała o mnie, bo gdybym to ja był na jej miejscu, niewykluczone, że chciałbym błysnąć, popisać się i pokazać, jaki jestem ważny.
- To może po południu – wyrwało mi się, - albo jutro ?
Dziewczynka zamyśliła się.
- Dzisiaj jest szczególny dzień – powiedziała. – A tak w ogóle, to wiesz coś o kaktusach ?
Bo dzisiaj wieczorem zakwita Królowa Jednej Nocy.
Mówią, że zakwita raz na sto lat, ale oczywiście to jest tylko taka bajka. Kwitnie co roku, ale bardzo krótko, zakwita wieczorem, a rano kwiat więdnie. Jeżeli chciałbyś to zobaczyć, to możemy poprosić dziadka...
Omal nie poprawiłem jej i nie powiedziałem „Rumpla” , ale na szczęście ugryzłem się w język. Ależ byłem głupi – zupełnie nie rozumiem, jak mogło mi przyjść do głowy, że jeżeli Rumpel jest stary i pracuje jako stróż, to musi być samotny i stetryczały, a jego jedyną rozrywką jest ogrywanie smarkacza w karty ...
Tak, jakby Rumpel nie mógł robić czegoś dla czystej przyjemności, tak jak mój Dziadek.
- N..nie – zająknąłem się – ja sam pogadam z Brodaczem...znaczy się z doktorem. Powinien się zgodzić, bo czuję się zupełnie dobrze.
Dziewczynka uśmiechnęła się. A potem usiadła obok mnie i zaczęliśmy gadać o tym wszystkim, o czym zwykle się gada – o szkole, o kolegach i całej masie nieważnych rzeczy.
Tak dobrze mi się gadało, że nie zauważyłem jak nadszedł Rumpel.
- Pora wracać – powiedział i uśmiechnął się podstępnie.
- Hej – zawołałem – a jak dać ci znać, czy mogę przyjśc, czy nie ?
- Przyjdę pod okno – odpowiedziała i znikła między drzewami.
Rumpel przez chwilę pchał mój wózek w milczeniu, aż w końcu nie wytrzymał
- Dobrze, że porozmawialiście.. Ania jest tutaj bardzo samotna, dokuczają jej z powodu koloru skóry. Przyjechała do mnie na wakacje i całymi dniami siedzi sama.
Zrobiło mi się trochę dziwnie. To, że miała ciemną skórę nie miało dla mnie żadnego znaczenia, a może odwrotnie – może dlatego wydała mi się inna i mądrzejsza, niż wszystkie dziewczyny, które znałem ?
- Sprawa prosta – skwitował moje wywody TDF . – Po prostu obydwoje jesteście inni.
I otworzył książkę. Po zjedzonym obiedzie zrobiło mi się ciężko i sennie. TDF zasłonił żaluzje i otworzył książkę. Widocznie znowu uczył się do jakiegoś egzaminu, bo minę miał z gatunku „nie zawracaj mi dupy ”, a mi było to na rękę, bo mogłem myśleć o Afryce, gdzie mieszkała Anka razem z rodzicami i o kaktusie, który miał zakwitnąć wieczorem.
Głupio mi było, bo strasznie wpadłem z tymi kaktusami – kiedy gadaliśmy na ławce pod oranżerią wypaliłem, że kaktusy rosną w Afryce, a Anka powiedziała, że nieprawda, że w Ameryce Południowej i że nie wszystko co ma kolce to kaktus, i że kaktusy wbrew pozorom potrzebują dużo wody. Ale na szczęście wcale się przy tym nie wymądrzała, po prostu powiedziała jak jest naprawdę, i tyle.
Bastek i Szymek grali w warcaby, Wiewiór czytał książkę, a ja udawałem, że śpię i myślałem, myślałem, myślałem...nigdy nie przypuszczałem, że myślenie to taka fajna rzecz. Nigdy nie wiedziałem o sobie tak dużo, jak teraz i nigdy dotąd nie byłem tak siebie samego ciekawy.
Gdybym teraz stanął wśród kolegów z mojej klasy, pewnie by mnie wyśmiali, i poszli kopać piłkę, i nikt nie chciałby słuchać moich tłumaczeń, że myślenie o sobie wcale nie jest mniej ważne niż gra w piłkę.
Kiedy słońce przesunęło się na druga stronę budynku przyszedł Brodacz. Od razu zauważyłem, że coś się zmieniło – szedł jakoś lżej, jak człowiek, który zdejmie ciężki plecak.
I rozmawiał z nami tez jakoś inaczej. Był takim Brodaczem, jakiego znałem sprzed czasu, gdy do szpitala trafił Yul.
„Już dobrze ” mówiły jego oczy, kiedy sprawdzał wykres temperatury i kiedy przeglądał książkę leżącą na stoliku Wiewióra.
A ja zupełnie nie wiedziałem, jak powiedzieć o tym, co chciałem robić wieczorem...
Pewnie, że mógłbym prosić o pomoc Dziadka, ale wtedy byłbym tylko karzełkiem podróżującym na grzbiecie miękkiej, szarej sowy, a tak bardzo chciałem być po prostu sobą.
I, co najgorsze, nie mogłem tak po prostu mrugnąć do Brodacz, żeby na chwile zabrał mnie na korytarz, bo mam mu coś ważnego do powiedzenia...po pierwsze dlatego, że był to Brodacz, a po drugie dlatego, że na sali mówiło się o wszystkim otwarcie – choćby o takich rzeczach, jak życie czy śmierć.. A Królowa Jednej Nocy, choć tak nagle i niespodziewanie ważna dla mnie, była w porównaniu z tym niczym....
Kiedy Brodacz obejrzał już wszystko, co miał do obejrzenia i kierował się do drzwi wziąłem głęboki oddech i powiedziałem o Ance i oranżerii.
Brodacz podrapał się w głowę, a potem zwrócił się do chłopaków
- No i co, pozwolić, czy nie ?
- Pozwolić! – wrzasnął Wiewiór, a Bastek i Szymek podnieśli w górę kciuki.
Brodacz spojrzał pytająco na TDF-a.
- No i co ty na to Marku ?- zapytał.
TDF zamknął książkę i rozłożył ręce.
- Mus to mus – powiedział.
A wtedy , zupełnie nieoczekiwanie odezwała się Siostra Pączek :
- Sama chciałabym to zobaczyć – i spojrzała na TDF-a jakoś przyjazniej niż zwykle.
A TDF zaczerwienił się jak burak i powiedział, że skoro mamy komplet, to można zabrać resztę chłopaków.
Byłem trochę zły, bo liczyłem na chwile spokoju i na dodatek Wiewiór, jak gdyby chciał podkreślić, że on jeden na tej sali ma włosy nasmarował je sobie jakimś paskudnym żelem i poskręcał w malutkie rożki. Wyglądał jak ostatni kretyn, ale nie powiedziałem mu tego, bo gdyby nagle coś mu się przytrafiło czułbym się z tym okropnie.
Całe szczęście, że razem z Anką przyszedł stary Rumpel, bo inaczej nie miałby kto pchać aż czterech foteli.
Siostra Pączek i TDF zajęli się Bastkiem i Szymkiem., stary Rumpel Wiewiórem, a mną – Anka.
Była bardzo drobna, więc pchanie fotela po żwirowanej alejce szło jej niezbyt składanie, ale w końcu, jako ostatni, dotarliśmy pod oranżerię.
Wieczór był bardzo ciepły. W głębi parku pachniały jakieś kwiaty, trawą poruszał delikatny wietrzyk, a odgłosy miasta docierały do nas jak zza grubej szyby.
Jak dobrze, jak dobrze było po prostu być, oddychać głęboko i czuć na szyi czyjś ciepły oddech.
W oranżerii było duszno i wilgotno, jak w Afryce. W zielonej ciemności rysowały się postrzępione liście palm i ogromnych paproci. Pomyślałem sobie, że tak musiał wyglądać rajski ogród i że gdybym nie zachorował, gdybym nie przeszedł takiej długiej drogi nigdy nie dowiedziałbym się, że jest gdzieś na ziemi takie miejsce.
„Te są tu, na ziemi” – gdzieś w mojej głowie odezwał się Dziadek.
- Zaczekajcie ! – za naszymi plecami rozległ się znajomy głos.
W naszą stronę szedł długimi krokami Brodacz. Bez zielonego fartucha i słuchawek wyglądał zupełnie inaczej w ręce niósł coś, co z daleka wyglądało na sporej grubości patyki.
- Szkoda takiej nocy – powiedział . – Zresztą tu są moi pacjenci, za których jestem odpowiedzialny.
A potem rozdał nam patyki, które okazały się pochodniami.
- Znalazłem coś takiego na dnie szafy – powiedział – i przyszło mi do głowy... Ostrożnie z ogniem, chłopcy i...- tu spojrzał na wyżelowanego Wiewióra – i uwaga na substancje łatwopalne na włosach.
Ryknęliśmy śmiechem, ale zaraz zrobiło się cicho, chociaż nikt nam nie kazał się uspokoić...
Brodacz zapalił pochodnie i oranżerię wypełniły fantastyczne cienie. Nasze cienie mieszały się z cieniami roślin, a oczy Anki lśniły w ciemności jak dwie gwiazdki.
- Kiedyś, razem z moim synem – powiedział Brodacz unosząc pochodnię – urządzaliśmy takie spacery.
W świetle pochodni zobaczyłem, jak siostra Pączek chwyta za rękę TDF-a.
- Pomyślałem – ciągnął Brodacz – że i wam się to spodoba...
Idący przodem stary Rumpel odwrócił się do nas.
- To tutaj – powiedział.
Oświetlił długi, włochaty pąk i przysiadł na niskim, kamiennym murku odgradzającym ścieżkę od roślin.
TDF i Siostra Pączek usiedli na ziemi, a Anka - na brzegu mojego fotela.
Czekaliśmy. Było tak cicho, że słyszeliśmy ciężkie krople wody opadające z liścia na liść i trzepot skrzydeł ćmy dobijającej się do szyby.
Czas ciągnął się w nieskończoność, ale chyba każdy z nas pragnął, żeby właśnie tak było.
Milczeliśmy, ale nie było nam nudno.
A pąk powoli odsłaniał białe płatki.
Kiedy wyszliśmy z oranżerii żadne z nas nie odezwało się nawet najmniejszym słowem. W ciszy wjechaliśmy na parkowa alejkę.
Podniosłem głowę i zobaczyłem błyszczące w ciemności pomarańczowe światełka sowich oczu.
Na moje kolana opadło szare pióro.
- Jutro wracam do rodziców – powiedziała nagle Anka i wcisnęła mi w rękę mały świstek papieru. - To jest mój adres – wyjaśniła. – Możesz od czasu do czasu napisać.
- Sowim piórem – uśmiechnąłem się i podałem jej szóste piórko.
A Anka schowała je do kieszeni bluzki i przyłożyła do niej drobną, ciemną dłoń.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro cze 27, 2007 18:42

Bajkowo, pachnąco; czuć zapach oranżerii....................... I ta Sowa.......... :)
ObrazekObrazekObrazek

bez44

 
Posty: 1178
Od: Wto sty 02, 2007 11:49
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro cze 27, 2007 18:57

miałam 12 lat, kiedy w ogrodzie botanicznym w Krakowie zakwitła królowa jednej nocy. Mnóstwo ludzi przyszlo obejrzeć. a teraz...mam ją w swojej szklarni. Kwitnie co roku. I wtedy przypominam sobie ten moment czekania...na coś niezwykłego...I jest tak do dzisiaj. Bez, zakwitnie prawdopodobnie w sierpniu. Piszesz się na czuwanie ? :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro cze 27, 2007 19:36

8O Caty masz królową jednej nocy?jejku ja widziałam jej kwiaty gdy byłam dzieckiem,chodziłam do Babci codziennie i pytałam kiedy nareszcie bedzie królowa kwitła :D
Trzymam mocno paluchy zacisniete za pierwsze miejsce w konkursie
:ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:
Dziękuję Ci że mogę czytać :1luvu:
Ściskam Cie bardzo mocno

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Śro cze 27, 2007 19:37

Oczywiście, że tak :)
Znając moje "szczęscie" zakwitnie między 16 a 25 sierpniem, kiedy mnie nie będzie ;)
Ale może się uda !!!!!!!!!!!!!
ObrazekObrazekObrazek

bez44

 
Posty: 1178
Od: Wto sty 02, 2007 11:49
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro cze 27, 2007 19:48

Kociamko, a chcesz szczepkę ? Rośnie jak trawa, zupełnie na przekór swoim arystokratycznym powiązaniom... Wogóle spróbuję jutro wszadzić w wątek fotki królowej.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro cze 27, 2007 20:35

Fajnie Caty :D
wstaw fotke Królowej to znowu oczy napase jej pieknym widokiem

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Śro cze 27, 2007 20:44

A ja jutro ciachnę odrost, zapakuję i wysyłam. Będziesz mieć własną. Napiszę Ci instrukcję co i jak, to proste jak parasol / a wogóle to dlaczego tak się mówi ? /
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro cze 27, 2007 20:52

ja też!!! ja też chciem zaklepać sobie miejsce w oranżerii!!! :lol:

Obrazek

to co prawda nie kwiat jednej nocy ale bardzo bardzo popularne ..... kto wie? chyba bardzo łatwe

A to tak na "zaostrzenie apetytu" - w oczekiwaniu na zdjęcia od Caty.
Ostatnio edytowano Śro cze 27, 2007 20:58 przez YBenni, łącznie edytowano 1 raz

YBenni

 
Posty: 1667
Od: Nie maja 20, 2007 22:04

Post » Śro cze 27, 2007 20:57

A ja gdzieś czytałam, że jak zakwita Królowa to można wypowiedzieć życzenie i że się spełnia. Ale musi to być takie szczere, prawdziwe - od serca. I że trzeba trafić na ten moment, kiedy Kwiat jest już w pełni rozwinięty, ale jeszcze nie zaczyna przekwitać - że to moment, ale tylko wtedy jest otwary na tyle, żeby przyjąć życzenie.

YBenni

 
Posty: 1667
Od: Nie maja 20, 2007 22:04

Post » Śro cze 27, 2007 20:58

Oczywiście Pani Katarzyno, ponalewam. Według Pani życzenia.
Zygmunt

Zygmunt Dziewoński

 
Posty: 15
Od: Śro sty 03, 2007 16:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro cze 27, 2007 21:02

A za wygraną w konkursie : :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: cała siódemka, bo tyle nas jest

YBenni

 
Posty: 1667
Od: Nie maja 20, 2007 22:04

Post » Śro cze 27, 2007 21:21

My też trzymamy - dwa kciuki i dziewięć ogonków.

Czy to będzie skuteczne, jeżeli niekoniecznie trzymamy własny ogonek?
Obrazek

Blusik

 
Posty: 3712
Od: Czw lut 22, 2007 22:29
Lokalizacja: Gdańsk

Post » Śro cze 27, 2007 21:31

Benni pisze:ja też!!! ja też chciem zaklepać sobie miejsce w oranżerii!!! :lol:

Obrazek

to co prawda nie kwiat jednej nocy ale bardzo bardzo popularne ..... kto wie? chyba bardzo łatwe

A to tak na "zaostrzenie apetytu" - w oczekiwaniu na zdjęcia od Caty.


Benni mnie to banana przypomina,ale pewnie plotę bzdury :oops:
Ostatnio edytowano Śro cze 27, 2007 22:12 przez Kociama, łącznie edytowano 1 raz

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Śro cze 27, 2007 21:47

Kociama - dlaczego bzdury? Doskonale Ci się przypomina.
Zaraz nagroda.

ps. Ale dlaczego "panie Zygmuncie" ?????

YBenni

 
Posty: 1667
Od: Nie maja 20, 2007 22:04

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: puszatek i 27 gości