» Pon cze 25, 2007 16:21
Słóuchajcie - dzisiaj coś nowego. Bo podpowiedziano mi napisanie czegoś na konkurs. Więc piszę.
Proszę o krytykę, doping, sugestie...
Za oknem jest już lato.
Sam nie wiem kiedy i jak nadeszło, ale już jest.
Kiedy budzę się nad ranem słyszę, jak na starym kasztanie za oknem uwijają się ptaki Robią tyle hałasu, bo uczą się latać.
Dziadek opowiedział mi wszystko o ptakach. Wiem, że .jaskółki latają nisko, kiedy będzie burza i wiem, że kukułka nie buduje domu, tylko oddaje swoje dzieci do rodziny zastępczej.
Wiem, jak naśladować sowę i wiem, że jastrzębie potrafią wisieć w powietrzu wypatrując zdobyczy.
Bardzo nie chciałbym być taką myszą albo zającem.. Trzeba cały czas przemykać jak najszybciej i udawać, że jest się niewidzialnym. Żeby nie zostać złapanym. Żeby nie umrzeć.
Oj, znowu powiedziałem to SŁOWO. Zapomniałem że tego SŁOWA nie należy tutaj wypowiadać.
Nie wiem tylko, czy to ma sens – jeśli mówimy „odszedł” to znaczy po prostu to samo, co „umarł”, ale przecież odejść to znaczy ubrać buty, i kurtkę i wyjść. A jeśli któreś z nas odchodzi – to po prostu znika. Bez słowa.
No, skłamałem. Yul – tak go nazywaliśmy, bo był zupełnie łysy – powiedział nam wszystkim „cześć” , ale może dlatego, że do końca wierzył, że wróci.
Dorośli są naprawdę bardzo dziwni.
Bardzo rzadko, ba, prawie nigdy nie umieją odpowiedzieć na najprostsze pytanie. Opowiadają bajki, w które nikt nie wierzy, i dlatego niektórzy z nas boją się jeszcze bardziej.
Aha. To chyba przez te leki, którym faszerują mnie bez przerwy. Zapominam. Gubię wątek.
A przecież na samym początku powinienem był powiedzieć Wam kim jestem, gdzie jestem i co tu robię.
To może zaczniemy od początku. Mam na imię Wojtek , ale nazywają mnie Maślak, bo jak się mnie chwyci mocniej za rękę, albo jak się tylko lekko uderzę, zaraz robią mi się siniaki., Jestem w szpitalu i nie jestem do końca pewien, czy nie umieram.
Co prawda nikt nie powiedział mi o tym otwarcie, ale miesiąc temu moja ciocia przyniosła mi taką książkę, co nazywa się „Bracia Lwie serce” i drugą, o chłopcu, co miał na imię Oskar.
Ta o Oskarze chyba bardziej mi się podobała, bo miejscami była śmieszna i często myślałem sobie, że byłoby fajnie, gdyby na nasz odział przyszła Pani Róża..
Na sali jest nas czworo, i tym trojgu Pani Róża przydałaby się na pewno.
Bo ja – mam Dziadka.
Może nie opowiadajcie o tym wszystkim, bo pewnie niektórzy mogliby pomyśleć, że jest ze mną coś nie tak. Ale to nieprawda.
Jedyne co jest nie tak, to moje kolano, a głowa naprawdę jest w porządku, chociaż czasami, po lekach zapominam i bywa, że niebieskie ściany sali zaczynają się kręcić.
Ale z tym też nauczyłem się sobie radzić. Po prostu biorę głęboki oddech i zamykam oczy. Wtedy czuję się tak, jak w dniu kiedy ostatni raz byłem z moim Dziadkiem na karuzeli.
Wszystkie dzieci pakowały się na drewniane konie albo na dinozaury, a ja wolałem łabędzia.
Pewnego lata Dziadek zabrał mnie na wakacje nad jezioro. Wczesnym rankiem chodziliśmy obserwować wielkie białe ptaki , które zanurzały pod wodę długie, giętkie szyje i startując do lotu rozpryskiwały całe fontanny drobnych kropel wody. Ich wielkie skrzydła zaczynały melodyjnie szumieć, a wtedy Dziadek kładł mi rękę na ramieniu i mówił że grają..
I właśnie dlatego zawsze lubiłem kręcić się na łabędziu.
Więc kręci się w mojej głowie, a ja zamykam oczy i słyszę szum wielkich skrzydeł. Biały łabędz unosi mnie wysoko ponad posadzkę zieloną jak woda w jeziorze , chwilę kołujemy nad białymi łóżkami i lądujemy pod kołdrą.
Kiedy Siostra Pączek widzi, że dosiadam łabędzia chwyta mnie za ramiona i sadza na łóżku.
Pewnie boi się, że odlecę.
Odlecę. Nasz oddział często nazywają Farmą Aniołów, bo odchodzimy zbyt często. Ale czego innego można się spodziewać, jeśli w dziesięciu pokojach mieszka czterdzieści Trudnych Przypadków ?
Anioły – a tak przynajmniej pokazane było na obrazku – mają wielkie, białe skrzydła, zupełnie jak łabędzie i kiedy zapytałem Dziadka, dlaczego nie zamienił się w łabędzia odpowiedział, że łabędzie maja skrzydła jak anioły, i że w tym miejscu anioły mogą się zle kojarzyć.
Jeśli o to chodzi, to mi na pewno zle się kojarzą.
Jeżeli każdy ma Anioła Stróża – na obrazku anioł stróż prowadził dzieci bardzo wąską kładką nad wzburzonym potokiem – to gdzie był mój Anioł Stróż, kiedy grałem w piłkę i gdy napastnik przeciwnej drużyny niechcący kopnął mnie w kolano ?
Gdybym miał Anioła Stróża, to powinien był stanąć pomiędzy mną a Krzyśkiem i podsunąć swoje kolano, prawda ? Ale kiedy powiedziałem o tym cioci bardzo się zmieszała i poprosiła, żebym nie mówił bzdur.
Ale przyznajcie sami – powinien był to zrobić, chyba, że jest taki dzielny tylko na obrazku...
Po tym kopnięciu kolano spuchło i zrobił się na nim guz. Najpierw malutki, potem większy.
A potem okazało się, że to wcale nie jakiś tam zwyczajny guz.
I dlatego znalazłem się w szpitalu.
Na początku bardzo się bałem, bo w szpitalu umarł mój Dziadek. Został po nim zegarek, który sobie wziąłem, atlas ptaków i pomarańcza.
Ale zanim umarł powierzył mi pewien sekret.
Dlatego nie potrzebuję Pani Róży.
Kiedy miałem siedem lat mój pies, Misiek, wpadł pod samochód. Jeszcze rano bawił się ze mną, wpychał pod kołdrę szpiczasty pysk, trącał zimnym mokrym nosem i lizał po twarzy. Oczywiście lizanie było zabronione , ale gdy nikt nie widział, mocno zamykałem oczy i pozwalałem, żeby mnie witał po swojemu.
No i pewnego ranka kiedy mam przechodziła przez ulice Misiek zagapił się na kota wędrującego po krawężniku, wyrwał się mamie ze smyczą i...
Kiedy go zobaczyłem, wcale nie przypominał mojego Miśka.
Na jego maślanym futrze nie było ani kropli krwi ale wyglądał jak pluszowa zabawka, z której ktoś wyjął bateryjkę.
Płakałem i płakałem i płakałem i przestałem dopiero wtedy, kiedy przyszedł Dziadek.
Dziadek pachniał fajkowym dymem, miał na sobie miękką marynarkę , a w jej kieszeni miętusy.
Spojrzał na leżącego na kraciastym kocu Miśka i mocno przytulił mnie do siebie.
A potem wstał i powiedział, że jeśli chcę, to możemy Miśkowi zrobić pogrzeb i pojechaliśmy do parku, tego samego, gdzie chodziliśmy z Miśkiem na spacery, z tą tylko różnicą, że tym razem Misiek odbywał spacer w podróżnej torbie, zawinięty w kraciasty koc. W ten koc, jak powiedział Dziadek, zawijano mnie, gdy byłem bardzo mały, więc Misiek nie został pod akacją całkiem sam. Razem z nim złożyłem do dołka jego smycz, numerek, miskę i gumową kość.
Kiedy opowiedziałem o tym ciotce nazwała mnie i Dziadka poganami.
Ale ani ja, ani Dziadek nic sobie z tego nie robiliśmy.
Kiedy Dziadek przysypał dół ziemią i obłożył darnią, wyjął z kieszeni fajkę i tytoń.. Nabijał ją długo i powoli, a potem przytknął do cybuszka zapałkę i wypuścił w niebo błękitne kółko.
Wyglądało zupełnie jak niebieski plastikowy krążek, którym lubił bawić się Misiek. Rzucałem krążek przed siebie, a Misiek biegł na swoich krótkich łapach i chwytał go w zęby.
Kiedy powiedziałem Dziadkowi, co przypomina mi to kółko, Dziadek objął mnie ramieniem i razem patrzyliśmy jak kółko znika w powietrzu.
- I już go ma – powiedział Dziadek.
- Kto ? – zapytałem.
- Misiek – odpowiedział Dziadek. Rozejrzałem się dokoła, ale mały pagórek przykryty darnią trwał nieporuszony, a po rozległym trawniku biegały, poszczekując nieznajome psy.
A kiedy powiedziałem ,że nic nie rozumiem, Dziadek opowiedział mi o miejscu, które nazywa się Tęczowy Most, a do którego odchodzą zwierzęta. Wyobraziłem sobie wielką łąkę i Miśka biegającego za motylami i uśmiechnąłem się.
Następne błękitne kółko rozpłynęło się w powietrzu.
- Myślisz, że on je widzi ? – zapytałem, a Dziadek pokiwał głową. I od tego czasu, w niedzielę po obiedzie chodziliśmy do Parku, siadaliśmy pod akacją i Dziadek puszczał w niebo błękitne kółka, które Misiek chwytał w zęby wysoko, za Tęczowym Mostem.
Jednak pewnego dnia, gdy dotarliśmy pod akację zauważyłem, że Dziadek jakby trochę szybciej się zmęczył.
- Serce już nie to – powiedział i oparł się plecami o pień drzewa.
Trawa której dotykałem dłonią była ciepła i szorstka jak sierść mojego psa., a kora drzewa pomarszczona jak policzek Dziadka.
- A ludzie, Dziadku ? - zapytałem.
Dziadek odłożył fajkę.
- Ludzie....- powtórzył. – Mówią, że jest takie miejsce...
- Wiem ! – wyrwało mi się. – Jest Niebo i Piekło !
Ale Dziadek popatrzył na mnie poważnie i powiedział :
- Te są tutaj. Człowiek umieszcza się w nich tu i teraz.
- A...potem , Dziadku ?
Spojrzałem mu prosto w oczy. Dziadek był naprawdę stary, ale jego oczy były zupełnie jak oczy dziecka – jasne i błękitne, jak niebo nad parkiem.
- Myślę, że mają swój kawałek za Mostem.
Następnego dnia obudził mnie sygnał karetki. Odwróciłem się na drugi bok i wcisnąłem ramieniem pod poduszkę. Nie miałem ochoty budzić się – śnił mi się Misiek, biegający po tęczowej trawie i chwytający w zęby niebieskie kółka. Nie rozumiałem jednak, skąd na tej łące nagle znalazł się mój Dziadek...
Dziadek umarł po południu, a ja jakoś nie mogłem płakać. Myślałem o tym, że chodzi po wielkiej łące, że Misiek chwyta go zębami za spodnie zapraszając do zabawy i moje szczęście, że nie przyszło mi do głowy komukolwiek o tym powiedzieć, bo ciotka i tak orzekła, że mam zaburzenia emocjonalne, bo Ilonka i Ada płakały od rana, a ja siedziałem na fotelu i obgryzałem paznokcie...

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!