Ok.Piszę.
Napiszę o Kitusiu.
Kituś to nasz pierwszy kot.
Takie ma zdjęcie, jak reklamował notesik na bazarek:
Kituś przyjechał do nas fordem ka

końcem sierpnia 2000 roku. Był kocięciem około 3-miesięcznym, wesołym, puchatym, pochodził z rodziny profesorskiej, miał milion pcheł i otrzymał szlachetne imię Mermal. Tego imienia właściwie nikt nie używał, więc w końcu został Kitusiem.
Kituś przyjechał, bo znajoma stwierdziła, że jak mamy psa, to powinniśmy wziąć kota.
Pies na początku był zdziwiony, ale potem pokochał Kitusia, a Kituś jego, i ta miłość trwa do dziś.
Ja o kotach wtedy właściwie nic nie wiedziałam.
Ale Kituś nauczył mnie o nich wiele.
Był i jest wspaniałym, mądrym kotem. NIGDY nie bawił się zabawkami. Olewał totalnie wszelkie myszki, piłeczki. Kochał sznurek. Oczywiście sznurek obsługiwałam ja. Najpierw go łapał, a potem, ze sznurkiem w pyszczku, dumnie szedł długim przedpokojem do kuchni; a ja na końcu sznurka za nim. Spędzaliśmy tak dużo czasu.
Kituś był kotem wychodzącym, niestety. Skutki tego dały o sobie znać w zeszłym roku. Ale o tym może kiedy indziej.
Bywał uciążliwy, zwłaszcza, kiedy wracał o 4 rano, dzwoniąc żaluzjami, żeby go wpuścić (mieszkaliśmy na parterze). Pamiętam też mój nieustający niepokój o niego, kiedy wychodził. Wtedy nie wiedziałam wielu rzeczy.
Raz go utraciliśmy, na kilka dni. Bylam w rozpaczy.
Przeprowadzaliśmy się, i pies i koty zostały zawiezione do moich rodziców (Kituś, Mimi i maleńka Agacia). Mimi się u nich darła, Agacia była grzeczna, a Kituś... Kituś siedział ponoć na stole w kuchni i uważnie się rozglądał...
Rodzice poszli spać, zwierzaki też, ale nie Kituś. Uciekł przez górne okno w kuchni, zostawiając na szkle ślady łapek. Wyskoczył z 1 piętra.
Zaginął w piątek, pamiętam. Zrobiliśmy ogłoszenia, szukaliśmy. Moi rodzice szukali po okolicznych ogrodach. Ja ryczałam. We wtorek rano Tomek znalazł go przy domu, z którego się właśnie wyprowadziliśmy. Codziennie chodził do pracy tamtędy, mając nadzieję.
I Kituś tam przyszedł. Jak znalazł drogę, nie wiadomo. Był w dobrej formie.
Tomek przyniósł go do nowego mieszkania, ja oczywiście beczałam ze szczęścia, moja mam beczała z ulgi i radości, a kot... No cóż, najpierw bardzo dużo mówił, gadał i gadał, pewnie opowiadał, jaką drogą szedł, gdzie spał, kogo spotkał... Potem odespał tą eskapadę porządnie.
I już nigdy nie chciał wychodzić z mieszkania.
Chyba bardzo chciał być z nami. Chyba też przestraszył się, gdy wrócił na stare śmieci, a tam mu nikt okna w sypialni nie otworzył.
Kituś jest wspaniałym kotem.