Jest czarna. Calutka. Ma mniej więcej osiem tygodni. Kiedy trzymam ją na rękach wygląda na najbardziej zdrowego kociaka pod słońcem - normalny cud w przypadku znajdy.
Jednak kiedy postawię ją na ziemi... wygląda to tak, jakby stała na obrusie, który ktoś, małymi szarpnięciami, ciągle wysuwa spod niej. Je i pije samodzielnie. Prawie. Bo gdybym jej nie trzymała to utopiłaby się w miseczce mleka.
Bawi się, ale tylko na leżąco. I bardzo nieudolnie, bo brak koordynacji ruchowej powoduje, że nie trafia małymi łapkami w to, czym się bawi.
Diagnoza: Wrodzona toxoplasmoza lub ataksja móżdżkowa na tle wrodzonej panleukopenii.
Nie ma jeszcze imienia [choć TZ-owi chodzi po głowie Brukselka

Nie ma jeszcze zdjęć. Choć te mogłyby pokazać tylko śliczne, czarne, pozornie zdrowe kociątko.