Mogę mu zapewnić leczenie (prawie już opanowany koci katar) i jedzenie (ależ taka pchełka zje), ale nie jestem fizycznie w stanie zapewnić mu domu. Mieszka w gabinecie, zamknięty w osobnym pomieszczeniu, płacze cały dzień.
Luzem go nie puszczę, bo jakiś pies go uśmierci, jak wejdzie. Do domu nie zabiorę, bo mnie tam nie ma 3/4 doby i nie miałby kto dać mu jeść.
Leki i jedzenie to nie wszystko, on potrzebuje miłości albo przynajmniej kontaktu.
Ze swojej strony zapewniam leczenie go do skutku, dalsze odrobaczanie i kastrację, kiedy osiągnie już odpowiedni wiek. Ale nie dam go nikomu, kto chce w ten sposób zaoszczędzić.
Zdjęć nie zamieszczam, żeby nie blokować serwera - każdy może sobie wyobrazić 2-tygodniowego kociaka, biało burego, z zaklejonymi oczkami i wyjącego cały dzień o przytulenie. Kontakt na vister [at] wp.pl albo telefonicznie 694 073 096.
Kotek znajduje się w Pruszkowie pod Warszawą.
Jak na półżywego szczurka, który prawie nic nie widzi, jest zadziorny i niesamowicie uparty. Prawqdopodobnie dlatego przeżył. Do wczoraj nie byłem pewien, czy będzie widział, dziś jestem zdania, że tak
