Byłam wtedy w pracy na popołudnową zmianę.
-Cześć kochanie!!! Wiesz co jestem w szpitalu.
-8O

Co się stało???? pytam
- Nic takiego, ponoć mam 4 żebra połamane i chcą mnie zostawić na oddziale, ale ja nie chcę.
Aż usiadłam z wrażenia.
- Co zrobiłeś?
- a nic tylko rano przed pracą przewróciłem się na krawężnik
( 100 kilo żywej wagi
) a po południu szef stwierdził, że jestem jakiś blady i lepiej będzie jak zawiezie mnie do szpitala. Ja nie chciałem, ale on nalegał.
-Mówię do niego: Zostań w szpitalu jak każą. Jutro rano do Ciebie przyjadę.
No i z sylwestra nici ale co dalej?
Na drugi dzień pojechałam do szpitala. TŻ uparł się, że wychodzi i koniec. Nie będzie w szpitalu leżał w sylwestra woli w domu.
Czekaliśmy kilka godzin na decyje lekarza.
W końcu po drugim rentgenie stwierdzono, że ma 3 żebra złamane, nie ma zagrożenia życia to może jechać do domu, ale ma leżeć. (przez noc jedno mu się zrosło?)
TŻ nie chciał czekać aż mu rzeczy przywiozę z domu tylko chciał jechać od razu. W szlafroku i kapciach a mróz na dworze.
No nic, zapakowałam go w samochód cała w nerwach i ruszamy.
- Kochanie tylko jedź powoli i uważaj na dziury bo mnie wszystko boli.
W tym momencie akurat wchodziłam w zakręt i uderzyłam mocno w krawężnik.
TŻ jak wrzasnął Ała.....oszalałaś!!!! Z nerwów nie umiałam samochodu wyprostować a było ślizgo.
Do końca podróży do domu już mi nie zwracał uwagi jak mam jechać.
Pewnie się modlił żeby dojechać cało.
I tak następny sylwester spędzony w domu z chorymTŻ-etem.
cdn...
