
wszystkich, dzieki którym tak szybko odnalazłam wątek
Żyję ja i żyją WSZYSTKIE koty - te spod balkonu też i chyba nawet miały lepiej niż domowe, bo synalkowi się pokręciło i rezydetom dawał whiskas, a dziczkom - anomodkę itp.

Dobrze, że w ogóle coś dawał

bo "instrukcja obsługi kotów" powieszona przeze mnie na lodówce wyglądała na nieużywaną...
Lusia uznała mnie za Straszną Obcą i na mój widok dała dyla. Bunguś przeczekał zamieszanie i podreptał za mną do łazienki sedecznie się przywitać, po czym zaprowadził mnie do kuchni i z wyrzutem wskazał na resztki whiskasa oraz suchego friskies w miskach. W jego towarzystwie Lusia również odważyła się zgłosić niejakie pretensje.

. Tak więc domową rekonwalescencję zaczęłąm od wymycia misek, wymiany jedzenia, ugotowaniu fileta z kurczaka, który to filet przytomnie zachomikowałam w zamrażarce - oraz od wyczyszczenia kuwety
Koty przyjęły do wiadomości powrót do stanu normalnego, w związku z czym normalnie mnie olewają
Dziczki pojawiły się wszystkie, na razie widuję je z wyskości I pietra, ale Ciszek wyraźnie stęskniony - wił się przez godzinę, wpatrzony w balkon.
Poza tym, prócz kotów, olewa mnie także reszta rodziny (no, może z wyjątkiem córki), tzn. mile pytają mnie, jak się czuję, ale herbatkę to juz musze sobie sama zrobić

Ale ponieważ pozbawiono mnie tylko tarczycy, a nie rąk czy nóg, daję sobie radę. I nawet nie mogę ich porządnie op...., bo taka czynność wykonana szeptem jest raczej bez sensu.
I to by było na tyle z placu boju , tfu, z łoża boleści podłączonego do netu
