Padam odrobinkę na twarz, bo od niedzieli nie spałam dłużej niż 4 godziny, ale....:
Chłopaki miały kroplówki trzy razy dziennie - rano mama zanosiła je do wetki, po południu my, wieczorem my. Dostają zastrzyki na wzmocnienie, antybiotyk, leki przeciwwymiotne i przeciwbiegunkowe. Maciuś ma pan z poważnymi objawami od niedzieli, Poldek popłynął w poniedziałek, a już tak na amen we wtorek. Od wczoraj Poldek dostaje kroplówki dwa razy dziennie. Dziś mam dzwoni do mnie w południe. Z bijącym sercem odbieram telefon: Maciuś mnie ugryzł, wiesz jak się cieszę!
Po południu znów kroplówka. Grzaliśmy mleko, ale TZ coś tknęło i mówi: na próbę dostaną kurczaka z miski. I wyobraźcie sobie moi mili - Maciek wciągnął całą miskę kurczaka

Polduś jeszcze nie je, ale zaczął chorować później, więc myślę, że w weekend chłopaki będą już zajadać się kurczaczkiem.
Wetka powiedziała, że wychodzimy na prostą i chłopaki wyjdą z tego. Po chorobie, gdy już wrócą nieco do formy, poda im jeszcze żelazo i jakieś inne witaminki, bo bladziaki z nich. Na razie jeszcze podajemy kroplówki, jutro Maciuś idzie jeszcze do wetki, ale chyba przechodzimy od jutra na kroplówki dwa razy dziennie i to pewnie już niedługo, skoro sam zaczął jeść. Nie zdążyłam zrobić zdjęć Maćkowi przy misce. Polował też dziś na muchę. Za to przy zastrzykach jest tak kochanym i grzecznym kotem, że ho, ho. Tak sie cieszę...
