Nikt nas nie odwiedza

więc podnosimy się sami z czeluści forum
Z dobrych wieści - była ciężarówka przed chwilą pojawiłą się po raz pierwszy od niedzieli. Już bez brzuszka... Za to straszliwie głodna - zjadła dużą puszkę Whiskasa (karmię tym dziczki ze względów finansowych, ale dla niej postaram się o lepsze żarełko) i dostała ataku czułości. Potem zaś godzinę siedziała pod balkonem i czekała, aż znowu wyjdę. To chyba nienormalne u kocicy z małymi? Bo zwykle takie zjedzą i biegną do małych. Może zdążę przed szpitalem obejrzeć jej brzuszek, czy widać oznaki karmienia.
Boję się tego szpitala ze względu na koty. W ciągu ostatnich dwóch tygodni udało się zeskoczyć z balkonu Lusi - 1 raz i Bungusiowi - 2 razy. Lusię ząłpałam w krzakach dosłownie za ogon, bo udawała że jej nie ma i wąchała kwiatki

. Z wycieczki wróciła bez szwanku - nie licząc naciągniętego przeze mnie ogona. Pierwszy raz Bunga tez zakończył się dobrze - wyleciałam za nim (po schodach, nie z balkonu

) i zataszczyłam na górę, mimo protestów. Wczoraj jednak gorzej wycelował i trochę sobie rozkwasił górną wargę. Do tej pory koty były na balkonie przeze mnie pilnowane, ale widać nieskutecznie

, więc od dziś wolno im tam siedzieć tylko w mojej obecności - nawet telefonu nie odbieram bez zagonienia gadzin do domu. Ale kiedy mnie nie będzie... Zapowiedziałam chłopom, żeby nie wypuszczali ich na balkon i zamykali uchylne okna wychodząc z domu - ale w tym domu nikt mnie nie słucha, z kotami włącznie

Mam też nadzieję, że dziczki z głodu nie zdechną pod moją nieobecność - syn obiecał, że raz dziennie coś im wyniesie, tyle, że ona pamięć dobrą ale krótką
Po szpitalu znów podniesiemy się sami i może będą fotki - kotów walczących jak lwy (ze sobą) i myjących sobie nawzajem pyszczki. Bo Bungo i Lusia strasznie się kochają
