No więc właśnie jak Majorka zaczęła czarować ( nie chce jechać do Howgaru podnosić kwalifikacji, szkoda

)
to gdzieś po godzinie małemu nagle choroba się
odwidziała
tak bym to określiła.
Odwidziała mu się do tego stopnia, że podszedł do mnie na
czterech wyprostowanych łapkach (okazało się przy okazji, że mu te łapy urosły). Sam pił, jadł (no, tu już z moja wydatna pomocą ale... jednak).
Patrzyłam i nie wierzyłam w to co widzę. Chciał być głaskany, brany na ręce, mruczał tak jak przedtem...
Patrzyłam i nie wierzyłam w to co widzę.
Dziś to samo.

Jedyne co mnie martwi, to to, że on cały czas śpi!
Je (czasami sam, częściej mu wkładam do pyszczka - ale je wówczas i to całkiem spokojnie ) Ja go strasznie rozpaskudziłam w czasie tego wszystkiego i że już nie wiem co mu dawać, żeby zaskoczył i jadł zupełnie sam.
Jedyne co mnie martwi, to to, że on cały czas śpi! Je i śpi. Nie chce się biegać, bawi się tylko troszeczkę, śpi i śpi. Trochę pochodzi, wybierze sobie nowe miejsce do spania i śpi.
To na pewno nie jest dobry objaw. Ale po tym co z nim było i jak wyglądał wczoraj do południa to cud.
Nie pojechałam przez to wczoraj do weta. Patrzyłam na ten cud i nie chciałam go stresować. Może dobrze, może żle okaże się.
Jeśli mu to nie przejdzie, pojadę jutro (chociaż ten wzmacniający zastrzyk dostanie).
To na razie tyle.
Dziekuję za miłe słowa, kciuki i energie pozytywne
Ja wiem, że na razie to może w każdej chwili wrócić, ale... może nie
