Dobrze, ze w ostatniej chwili przekazywania niechcianego stworzenia, jego BYŁA WŁAŚCICIELKA odezwała się do niego per Pedro. Dzięki Bogu, wiem, jak się nazywa, bo zdecydowanie reaguje na to imię, to pierwsze kontakty okazały sie łatwiejsze.
Ciekawe, czy to miał być Pedros czarny jak kawa, czy Czarny Piotruś w wersji latynoskiej?
