Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam zaraz
2 tygodnie temu wisiało na płocie ogłoszenie, że zginął długowłosy biało-szary kocur... Widziałam go wcześniej jak biegał obok mojego bloku, łaził po drzewach. Chciałam go złapać ale zwiewał.
Dzisiaj poszłam na pocztę, wracam i patrzę

kocur łazi sobie samopas koło klatki bloku, w którym on mieszka. Podreptałam za nim, ale uciekł... zauwazyłam że do klatki wchodziła jakaś Pani więc zapytałam czyj to kot - ona na to że tego oto pana, który tu chodzi po placu zabaw.
Podeszłam do Pana i pytam czy to jego kot. Tak. Mówie, że widziałam ogłoszenie że zginął... Tak, ale już wrócił
Pytam, czy pan nie boi sie tak kota samopas puszczać, czy nie boi sie że go ktoś ukradnie... Pan odpowiedział beztrosko:
"Nieeee on sobie łazi tak codziennie, ja go puszczam, nie pilnuję, był nawet pod szkołą (5 min na piechote spod mojego domu). Wtedy sie przestraszył hałasów robotników i uciekł, ale wrócił"
Ja:
Dziadek w wieku 60-70 lat... gadałam z nim 5 min o niewypuszczaniu kota a ten dalej beztrosko mówi swoje że bedzie dalej kota puszczał.
Zagotowało się we mnie.
Poszłam.
