Wścieklizna siedzi na parapecie i udaje, że śpi. Wiem to, bo jeszcze przed chwilą rozglądała się po pokoju za latającą przy żyrandolu muchą, a gdy napotkała mój wzrok natychmiast zamknęła ślepia, uchylając jedynie prawe, ażeby podglądać czy też zamierzam do niej podejść. Wie doskonale, że jeśli zauważyłabym, że nie śpi, zabrałabym się za wyczesywanie kołtunów z jej sierści. Mały, podstępny łobuziak. Zdecydowałam, że wyczeszę ją później.
Za nami dwa miesiące wspólnego żywota, zaś w sumie Wścieklizna kończy ich niebawem 4. Kiedy to zleciało?
Sierść nie jest już taka puchata i straciła trochę na długości, zaś jeżeli spojrzeć na kota pod światło, można dostrzec iście tygrysie pręgi, które to coraz bardziej zaczynają przebijać się przez futerko. Teraz o jej 75%-wym perskim pochodzeniu świadczy jedynie spora kita i esy floresy przy uszach.
Z zachowania już od przyjazdu przypominała raczej wrednego, obrażalskiego kocura, który odrobinę czułości oferuje jedynie przy nakładaniu jedzenia do miski, teraz zaś widzę, jak bardzo - wbrew stwierdzeniu, że kot przywiązuje się do miejsca, nie do człowieka - jest z nami związana. Każdego domownika po kilkugodzinnej nieobecności wita urażonym miauknięciem i zadartym w górę ogonem, ale broń Boże poświęcić na powitanie więcej niż pół minuty! Phi, nigdy!
Stała się również strasznie terytorialna. Nie daje się głaskać ludziom, od których czuć zapach innych kotów, a nawet gotowa jest potraktować ich zdrowo pazurami. Również w stosunku do innych kociaków jest bardzo, bardzo chłodna i stanowcza - znaczy się nie chce się bawić absolutnie z żadnym z nich.
Jest strasznie ciekawska i kiedy się solidnie wyśpi, przebywa najczęściej tam, gdzie jest najwięcej ludzi. Zaś kiedy ktoś z nas jest z nią w domu sam, drepcze za nim jak rzep i chodzi wszędzie tam, gdzie zdoła się wraz z nim wcisnąć - w tym do łazienki.
Dzisiaj gotowa jestem stwierdzić, że podrapane do krwi ręce, porwane ubrania i meble są niczym, kiedy senny kociak wtula się w moje ręce, mrucząc jak betoniarka. I nawet bez mruczenia jest kochana... czasem
