» Śro cze 16, 2010 10:35
Re: Kafka moja od dwóch lat, już po sterylce- uffff :))
O Kafce nie pisałam tak bardzo dawno, mój post teraz oznaczac może tylko jedno...
Kafka odchodzi. Przeżyła z nami ponad pięć lat, chociaż miała być uśpiona, gdy ją znalazłam. Rok temu udało się ją uratować, wycinając jej częśc listwy mlecznej, bo zrobił się guz. Teraz ratunku już nie ma.
Ewa, nasza wetka podejrzewała, że to guz w płucach. Antybiotyki nie pomagały lub pomagały na bardzo krótko. Wczoraj zrobiliśmy rentgen i nie ma żadnych wątpliwości.
Słuchałam jak padają słowa- duży, nieoperacyjny guz w płucach, ona cierpi i nie ma żadnych szans.
jak udać, że się tych słow nie usłyszało?
jak wepchnąć je temu facetowi z powrotem do ust?
jak wyrzucić tę wiedzę ze świadomości?
zamiast tego tylko- rozumiem, to może w piątek, tak dziękuję, do zobaczenia
jak mam powiedzieć tym oczom tak ufnie we mnie wpatrzonym, że to już koniec?
że więcej nic?
że tym razem już nie potrafię pomóc inaczej niż tylko tak?
nie będziemy przedłużać jej życia, choc pewnie z dwa, trzy tygodnie jeszcze by się udało
nie chcę, żeby cierpiała, jeśli nie jest to konieczne, jeśli do niczego nie prowadzi
dała nam siebie na pięć cudowych lat. To niesamowity pies. Wesoła kocia mama, opiekująca się też moimi córkami.
Nie wyobrażam sobie jak będzie bez niej.
Tak bardzo mi żal
