Wyrzekała się żaba błota, a Fraszka piątego kota...
Stało się, znów niechcący niestety... A było to tak. Jakieś 2 tygodnie temu zadzwonił mój wet, który od roku ma lecznicę w Toruniu z prośbą o szukanie domu dla 14-tniej kotki, którą jej pani chce uśpić, bo ma alergię (pani nie kotka). Wet też zamierzał szukać kotce dom. Od czasu tego telefonu czułam, że będę miała 5-go kota... znaleźć teraz domek dla takiej staruszki byłoby cudem.
Wiedziałam tylko ile ma lat, że jest czarno-biała, nie jest nakolankowa, nie lubi dzieci i że na pewno nie będzie łatwo takiej stareńce zaaklimatyzować się w nowym domu. W zasadzie to samo wiem do dziś, a kotka jest u mnie od wieczora poniedziałku, nawet nie znam jeszcze jej imienia. Wet wprawdzie obiecał dowiedzić się, ale kobieta nie odbiera telefonu.
Kotka, jak należało przypuszczać jest mocno wystraszona i na każde zbliżenie mniejsze niż metr reaguje atakiem, zbrojnym w pazury, warczeniem i fukaniem. Nieświadoma tego od razu dostałam po nosie. Przez 2 dni był protest głodowy, nie ruszyła mięska z kurczaka, ani specjalnie przywiezionej w tempie ekspresowym przez Mirkę (ulubionej podobno) ryby ani wątróbki.
Kotka jest w całkiem niezłej kondycji fizycznej jak na te naście lat. Zrobiła sobie azyl na szafie, ale jak radzi sobie z wskakiwaniem na i zeskakiwaniem z szafy, tego jeszcze nie miałam okazji zobaczyć. Dwa dni przesiedziała na mocno zakurzonej szafie, wstawiłam jej tam jedynie przy akompaniamencie syków, warkotów, a także czynnej napaści na moją rękę - kuwetę i miseczki z jedzeniem i piciem (patrz zdjęcie 1 i 2). Byłam pełna najgorszych myśli...
Po dwóch dniach zeszła z szafy, więc mogłam zrobić na niej porządek, położyć coś do leżakowania. W miseczce ze śmietanką było pusto, suchego też ubyło (skrzętnie kotka wybrała RC wymieszane z jej kityketem danym jej w wyprawce), w kuwecie siuśki, a na podłodze reszta urobku. Kotka siedziała sobie na łóżku, co widać na 3-cim zdjęciu, ale w momencie jak otworzyłam szufladę stojącego obok nocnego stolika, czmychnęła na parapet okna, a kiedy wyszłam znów wskoczyła na szafę. Na noc zamykam pokój, żeby miała spokój i mogła swobodnie zejść z szafy, co też zrobiła ostatniej nocy, sądząc po zwichrowanej narzucie na łóżku i siuśkach w kuwecie. Gdy weszłam do pokoju babcia siedziała już na szafie.
Wiem już, że będzie to długi okres dokacania i czas mojego spania na niewygodnej kanapie. Nie wiem tylko z jakim skutkiem. Nie wiem, czy zaakceptuje obecność kotów w domu, na razie nawet mnie nie akceptuje. Rezydenci ciekawi nowego domownika przyglądają się babci chociaż z drapaka (4-te zdjęcie). Limek próbował wczoraj wskoczyć na szafę z komody, którą przystawiłam żeby ułatwić starowince zejście z szafy, ale uczepił się gzymsu i ofukany przez nową runął wystraszony na podłogę. U Sary po prawie 2-letniej przerwie pojawił się ziarniniak, prawdopodobnie ze stresu, bo w podobnych okolicznościach wcześniej pojawiały się te paskudztwa skórne.
Przed chwilą rozmawiałam ze sprawcą mojego dokocenia, naszym wetem i zaczyna podejrzewać, że być może kobieta nie przyznała się, a kotka zaczeła być agresywna z wiekiem. Będzie próbował skontaktować się z nią i dowiedzieć czegoś więcej. Za tydzień będzie w Bydgoszczy i obiecał, jeśli do tej pory się nic nie zmieni przywieżć felivay.
A tak długo było spokojnie, nudno i leniwie...