» Sob maja 12, 2007 8:06
Siedziałam wczoraj z kicią na kolanach ponad godzinę. Leżała sobie spokojnie wtulona we mnie i mimo że jej nie trzymałam, nawet nie próbowała zeskoczyć na podłogę. Próbowałam ją karmić na siłę, niestety ani kurczak ani wołowina jej nie przekonały, wszystko lądowało na podłodze. Zjadła jedynie dwie łyżeczki gerberka. Gdy po godzinie chciałam ją włożyć do klatki, zaczęła tak płakać i wczepiać się we mnie łapkami, że się poddałam. Obeszłam z nią na rękach całe mieszkanie i postawiłam na podłodze. Natychmiast czmychnęła pod wersalkę. Późnym wieczorem natknęłam się na nią w kuchni; siedziała na parapecie i wyglądała przez okno. Trochę się wystraszyła, ale gdy się zorientowała, że nie będę próbowała jej łapać, uspokoiła się, zaczęła się łasić i mruczeć. Podsunęłam jej miseczkę z jedzeniem i sukces: kitka zachęcana głaskami sama trochę zjadła. Ponieważ natychmiast pojawiły się w kuchni pozostałe koty, potwierdziły się moje wcześniejsze obserwacje - ona boi się zwierzaków. Natychmiast bylo warczenie, syki i doszło nawet do łapoczynów, gdy Lolek znalazł się za blisko. Gdy zwierzaków nie ma w pobliżu, ona zachowuje się zupełnie inaczej. Położyłam jej na parapecie kocyk i zostawiłam w spokoju. Rano na śniadanie nie wyszła, spróbuję ją zaraz zlokalizować i postawię miseczkę pod wersalką, mam nadzieję że zje. Gdy siedziała w klatce, była zrezygnowana i odrętwiała, nic ją nie interesowało, nic nie jadła, nie piła. Miałam wrażenie, że ona tam niedługo po prostu umrze. Nie miałam siły już na to patrzeć.