Sprawa wygląda mniej więcej tak:
Pani karmicielka, zdążyła mnie uprzedzić o warunkach w jakich będzie przeprowadzona łapanka. No...różowo to nie jest.
Zacznę od najgorszego -
ul. Gertrudy.
Bura kotka i 3-4 sztuki ocalałej po zimie młodzieży. Również burasy.
Tam sytuacja jest tragiczna.
Zero współpracy z ludźmi. Nie zrozumiałam dobrze, tam chyba nie ma mieszkań (???),
kamienica jest podnajmowana firmom i to jakiś sajgon.
Miski nie ustoją nawet godziny. Trudno więc będzie ustawić klatkę-łapkę, żeby nie została zdemolowana.
Sądzę (z pewną dozą nieśmiałości...Liwiaaa!!??), że tam trzeba będzie wystąpić jako zorganizowana fundacja
i uderzyć do administratora budynku. Niech uprzedzi, żeby nie bruździli.
Lepiej nieco -
ul. Św.Sebastiana.
Niedaleko paszportówki, zamknięta (uwaga!) brama.
Pani karmiła przez kratę
dwa koty, które (

) podchodziły na kicianie. Kotka bura (ciężarna) i kocur, również burak.
Co jest wewnątrz podwórka Bóg jeden wie.
Ludzie niechętni, moherowi nieco, ale fizycznego zagrożenia nie ma
(na Gertrudy można nawet - zdaniem karmicielki - zostać "pobitym", w każdym razie obrzucenie jajami - gwarantowane

).
Najlepiej (?) -
ul.Straszewskiego.
Tutaj miski są. I są tacy, co do misek wrzucają.
Czarna seniorka i biało-czarny kocur. Czarna kontaktowa, kocur nie do złapania.
Są też
bure pierdki, pamiątka po wcześniejszych burasach,
których już tam nie ma...Młode dzikunki.
Razem wszystkiego
od 13 do 15 egzemplarzy.
Akcja >Gertruda< rozpoczęta !!!!!
Jutro tam idę na wizję lokalną wraz z karmicielką - kciuki wskazane
Pomoc fizyczna poszukiwana, dobre rady również - albo przynajmniej modlitwa

co?
_________________________
P.S. Liwio, zmień proszę tytuł wątku na bardziej dramatyczny
