poczułam się wywołana do tablicy
po pierwsze nie chcę, żeby działo sie tu takie zamieszanie, nie chcę tez pociągać tej sprawy do wyższych instancji, BO NIE. Bo chodzi o MOJĄ koteczkę i o NASZ spokój, a także o reputację dr Janiszewskiego, której szkodzić nie mam zamiaru- znowu- BO NIE. bo NIE MA 100% pewności, czy to jego wina, bo zawsze bedzie jakies ale i generalnie po co robic za przeproszeniem syf. Ważne jest to, że Zosia mało nie zeszła, ważne jest to, że NIE ZESZŁA, ważne jest to, że mi właśnie mruczy na kolanach kiedy to piszę
żeby było jasne- kiedy Zosia dostała rui, pomyslalam, ze moze jest cos co mozna jej podac, zeby ją lekko uspokoic. zeby rowniez bylo jasne- nie Tiger poleciła mi lek, bo nie jest wetką. Nie wymyśliła sobie nazwy leku, PROMON VET to lek, który zaleca nasza Pani Aneta, delikatnie wyciszający ruję środek. Tiger tylko w moim imieniu skonsultowała się z nią i Kasią D , o ile mi wiadomo. Dlaczego nie zrobiłam tego sama to akurat w tej kwestii trzynasta sprawa, chyba że ktos chce się przyczepić, by stwierdzić, ze tak naprawde to moja wina, proszę- ukrzyzujcie mnie. Do dr Janiszewskiego poszłam po PROMON VET bo mam bliżej po prostu i powiedziałam co chcę i od kogo mam takie zalecenie. Dr tego leku nie miał, powiedział za to ze ma cos o podobnym działaniu. ale powiedział tez, żeby nie było, że mi wciskał to na siłę, ze to co wyprawia Zosia to nie oznaka tego ze cierpi i jest jej źle, tylko jak to określil, to taka kocia muzyka i dobrze by było gdyby czlowiek ja rozumiał tak jak rozumie kot. Ale owszem, mozna podac lek wyciszający "jesli pani chce" chciałam, przekonana, ze to co dostane to odpowiednik PROMON VETU i ze wyciszenie to synonim łagodnego uspokajacza. znów- ukrzyzujcie mnie za niewiedzę, kota mam od stycznia

i przepraszam, ze nie udało mi sie nauczyc na pamiec wszystkich kocich prawideł. Dostałam tabsa z opisem jak podawac i kiedy.
co do czasu wystąpienia objawow- własnie tu byc moze Was zaskoczę- u Zosi naprawdę wystapiły przysłowiowe za pięc dwunasta. Bodajze w czwartek wieczorem ropa w ilosciach co prawda sporadycznych, piątek kilka kropelek, w sobote wizyta u wetki (zaplanowana miesiac wczesniej)i diagnoza o zapaleniu pochwy i PRZYSIĘGAM, ze do tego czasu czyli do soboty rano Zosia zachowywała sie jak najzdrowsze kocię swiata, rozrabiała jak trzeba, wsuwała z apetytem i ogolnie ani sladu tych objawów, o jakich mówiła pixie (wierzcie mi, że z nadwrażliwym traktowaniem kazdego kichniecia i drapniecia, jakiekolwiek symptomy powazniejszych stanów byłyby zauważone).w poniedziałek ropomacicze i decyzja o operacji, wczoraj operacja.
Bee nie poszła do weta po lek na wstrzymanie rui. Bee poszła do weta i powiedziala, ze kotka zachowuje się tak i tak i że chciałaby jakoś ją troszkę uspokoić nieinwazyjnie i że polecono jej PROMON VET jako niegroźny i pomocny, Bee powiedziano, że Ovaban jest podobny w działaniu, Bee zaufała.
Bee nie musiała wiedzieć, że kategorycznie nie przerywa się pierwszej rui, Bee nie musiała wiedziec, że to silna dawka hormonu, Bee nie musiała wiedzieć niczego o tym leku, Bee miała prawo zaufać lekarzowi.
gdyby powiedziano mi od razu, że koteczce w tym wieku i przy pierwszej rui nie podaje sie lekow, nigdy bym tego nie domagala się na siłę, przeciez te kilka dni jej "śpiewów" to nie az taka tragedia, zeby ryzykowac jej zycie, nespa? ale nie wiedziałam tego, wiedzialam natomiast, ze leki W OGOLE się podaje i ze pomagają, a nie szkodzą i z taką wiedza poszłam do weta.
oczywiście, Kaziu, że to moja wina. jeśłi grzechem jest jakiśtam stopien neiwiedzy i naiwnośc, to tak, mea culpa. Moja wina, ze nie znam księgi leków, że nie studiowałam weterynarii, że nie znam na pamięc wszystkich mądrosci z cyklu jak idealnie zajac sie kotem.
piszesz Kaziu, że nie mozna całkowicie polegac na wecie i jego leczeniu... a na kim mam polegac?? to JEST przerazające, ale lekarz to akurat osoba, ktorej z racji wykształcenia człowiek ufa.
co do słow skierowanych przeze mnie pod adresem dr Janiszewskiego, jeśli poczuje się urażony, a zapewne tak będzie jeśli tu wejdzie skierowany np przez pixie

, to powiem tylko że tak, łatwo rzuca sie inwektywy zwłaszcza w sytuacji, kiedy wiele wskazuje na winę, kiedy życie koteczki wisi na włosku, kiedy emocje biorą górę. jestem pewna, ze dr Janiszewski ma wielkie doswiadczenie i pomogł wielu zwierzatkom nie boję sie ani nie wstydzę cofnąc mu tego konowała i cwaniaka w kitlu, ale nie wezmę całej winy za stan ZOsi na siebie, połowy tez nie. bo to nie ja powinnam wiedziec jakie leki,kiedy i czy w ogole jej dawac.
jesli zwykłego lekarza rodzinnego stac na odmowienie przepisania antykonceptow "bo ma takie przekonania, poza tym to szkodzi", zakładam, ze wet moze równiez powiedziec, że kotu sie w tym wieku nie podaje takiego leku w takim przypadku i jesli po pierwsze nie szkodzić to po pierwsze nie szkodzić
i raz jeszcze mówię:
nie chcę, żeby działo sie tu takie zamieszanie, nie chcę tez pociągać tej sprawy do wyższych instancji, BO NIE. Bo chodzi o MOJĄ koteczkę i o NASZ spokój, a także o reputację dr Janiszewskiego, której szkodzić nie mam zamiaru- znowu- BO NIE.
BŁAGAM, nie skupiajcie się na tym, kto zawinił, tylko na tym co dalej, bo to jest wzniejsze. ustalenie winnego w tej chwili niczego nie zmieni.
więc proszę osoby życzliwe ZOsieńce o wsparcie i kciuki i skupmy się na tym, ze z minuty na minutę Zosinek czuje się lepiej. Osoby, które postanowiły zaś byc adwokatami ktorejkolwiek ze stron w sprawie kogo tu wychłostac za zaistniała sytuację proszę o zaprzestanie batalii.